środa, 15 marca 2017

Andrzej Śliwa "Ścigając marzenia", czyli co dziwi Marsjan

http://www.taniaksiazka.pl/scigajac-marzenia-w-pogoni-za-zlotem-andrzej-sliwa-p-809142.html?abpid=1331&abpcid=11&utm_source=pp&utm_medium=cps&utm_campaign=ads4books
Matthew McConaughey wie, co zrobić, by wyglądać fatalnie, i nie ma oporów przed oszpecaniem się w kolejnych filmowych wcieleniach. Ale i tak zaskoczył mnie jego look z wchodzącego właśnie na ekrany filmu Gold. Że też zwykła łysinka może spaskudzić tak pięknego mężczyznę?!

Ponieważ boski Matthew nie będzie rozpraszał urodą, spokojnie można się skupić na śledzeniu fabuły filmu, dotyczącej największego przekrętu w historii wydobycia złota. Nadążanie za zawiłościami afery kruszcowej ułatwi nam, oprócz wzmiankowanych braków w owłosieniu głównego bohatera, lektura książki Ścigając marzenia: W pogoni za złotem, istnego almanachu wiedzy o złocie i szmaragdach, gdzie i ta sprawka została opisana.

Generalnie złoto nic mnie nie obchodzi. Podzielam, cytowane w książce, zdanie Warrena Buffetta:
W Afryce lub innym miejscu kopiemy głęboki dół, z którego wydobywamy złoto i płacimy za wydobycie, następnie wypławiamy złote sztaby i płacimy za to, kopiemy inny dół, chowamy złoto w tym dole i płacimy ludziom, aby go pilnowali. Nie używamy złota do niczego. Ktoś z Marsa byłby... zdziwiony.

Ale już informacja, że w mojej obrączce może być okruch złota wydobyty przez więźniów GUŁAG-u albo ze starożytnych kopalni Egiptu, daje do myślenia. A to dlatego, że dotychczas złoto było w ciągłym obiegu. Nie zużywa się przecież, tylko zmienia właścicieli lub jest przetapiane. Dopiero obecnie, pierwszy raz w historii, część złota opuszcza obieg wraz z telefonami komórkowymi, lądującymi na wysypiskach śmieci.

Podobnych, arcyciekawych, a nawet niekiedy nieprawdopodobnych na pierwszy rzut oka informacji jest w książce na kopy. Przykładowo spróbuj sobie wyobrazić, jaki obszar zajęłoby złoto dotychczas wydarte ziemi? Pomyśl o tych wszystkich kapiących złotem kościołach, o wszystkich obrączkach, kołach w uszach, o zębach nie zapominając... Jak już sobie coś tam wyimaginowałeś, to pogódź się z prawdą, że to całe złoto zmieściłoby się w przeciętnym basenie. Fajnie, nie?

Andrzej Śliwa, bardzo doświadczony geolog, snuje gawędę (takie określenie chyba najlepiej oddaje styl autora) na temat historii wydobycia kruszców i kamieni szlachetnych od najdawniejszych czasów oraz wprowadza czytelnika we wszystkie fazy prowadzące do uzyskanie złotych sztabek. Całkiem lubię zagłębiać się w zupełnie sobie nieznane obszary, ale w tym wypadku byłam zdumiona, że temat tak wciąga.

Ponieważ autor latami pracował jako geolog poszukiwacz, na różnych kontynentach i z bardzo różnymi ekipami, czytelnik zostanie uraczony wieloma pysznymi anegdotami. Jeśli miałabym się koniecznie przyczepiać, to żal mi, że anegdoty są zebrane w osobny rozdział, a nie okraszają całego tekstu. Byłoby to naturalniejsze i czytałoby się jeszcze sympatyczniej, bo ciepła i otwarta osobowość autora z tych dykteryjek najbardziej przeziera.

Drugi smuteczek powodowany jest broszurową oprawą i mizernym materiałem ilustracyjnym. Przypuszczam, że nieznany szerzej autor, choćby był najlepiej piszącym w Polsce geologiem (zaraz się okaże, że po geologii są Pilch z Tokarczuk...), nie może w wydawnictwie wybrzydzać. Niemniej szkoda.

Tak czy siak, zawsze cieszy, gdy ktoś, kto po kilkudziesięciu latach pracy mógłby już sobie, dajmy na to, leniuchować na zapiecku, postanawia podzielić się swoim doświadczeniem. Zwłaszcza, gdy robi to w dobrym stylu.

Moja ocena: 4,5/6
BiblioNETka: 4,5/6

Ścigając marzenia: W pogoni za złotem / Andrzej Śliwa, wyd. Poligraf, Brzezia Łąka 2016.

sobota, 25 lutego 2017

Bestseller?! Jakoś tak wyszło...


Nie potrafię dociec, dlaczego dana książka nagle robi się nieprawdopodobnie popularna. Czy wystarczy sympatyczna okładka poparta dużą kasą władowaną w marketing, by ludzie byli skłonni wydać pieniądze w zamian za wiedzę, że miło jest wieczorem posiedzieć przy świeczkach i porajdać nad kubkiem herbaty (przypadek Hygge. Klucz do szczęścia)?


A jak jest w przypadku Genialnej przyjaciółki, która okładkę ma nijaką, chyba nie wyskakiwała z każdej gazety i portalu, a jednak co chwila o niej słyszałam w zeszłym roku? Od wydania minęły 2 lata, więc może to klasyczny marketing szeptany? Może opowieść o dwóch dziewczynkach dorastających w ubogiej dzielnicy Neapolu broni się sama, bo faktycznie cudowna?

sobota, 18 lutego 2017

Andrzej Maleszka "Magiczne drzewo: Inwazja", czyli co w komandoskim ekwipunku robi cukiernica?

http://www.taniaksiazka.pl/magiczne-drzewo-tom-8-inwazja-andrzej-maleszka-p-806547.html?abpid=1331&abpcid=11&utm_source=pp&utm_medium=cps&utm_campaign=ads4books
Zeźlił mnie Andrzej Maleszka tym tomem. Może to było do przewidzenia, że w końcu w cyklu trzymającym wysoki poziom musi się pojawić tom pośledni, ale nie umniejszyło to mojej irytacji.

Pierwsze książki z serii Magiczne drzewo czytałam z dziećmi z wypiekami na twarzy. Wprawdzie dostawałam zadyszki umysłowej, bo kolejne przygody deptały po piętach tej dopiero rozpoczętej i nie było chwili wytchnienia, ale dzieci widać uwielbiają taki stan ciągłego napięcia.

czwartek, 9 lutego 2017

Agnieszka Graff, Sutowski Michał "Graff: Jestem stąd"

http://www.taniaksiazka.pl/graff-jestem-stad-graff-agnieszka-sutowski-michal-p-505906.html?abpid=1331&abpcid=11&utm_source=pp&utm_medium=cps&utm_campaign=ads4books
Dość często spotykam kobiety wykształcone, odnoszące sukcesy zawodowe kobiety które wypowiadając się na jakieś społeczne tematy, zaznaczają na wstępie, że nie są feministkami. Skąd u nich ta potrzeba odżegnywania się na wyprzódki, łatwo odgadnąć. W powszechnej świadomości feministka to histeryczna, samotna wariatka itd. I właśnie dlatego super, że jest ten wywiad. Mając w swych szeregach taką rzeczową, twardo stąpającą po ziemi, będącą w szczęśliwym związku kujonkę (jak sama o sobie mówi Graff) feminizm zyskuje nowy wizerunek.

czwartek, 26 stycznia 2017

90 powieści, czyli wymarzona lista czytelnicza

Jakże miło zasysa człowieka to układanie list! Mogłabym jeszcze długo ciągnąć tę zabawę, ale chciałabym w końcu poświęcić odrobinę czasu na czytanie pozycji z tej oraz poprzednio ułożonej kolekcji.

Stanęło na 90 książkach (pewnie z książkami czytanym w ramach DKK zrobi się ta standardowa stówa). Tego, co poniżej zapisane, chcę się trzymać, by uniknąć lektur przypadkowych, wybieranych impulsywnie. Co nie znaczy, że kilka z poniższych pozycji nie zostało dopisanych pod wpływem kaprysu.

czwartek, 19 stycznia 2017

100 (z haczykiem) książek niebeletrystycznych, które chcę przeczytać

Rok bez czytania powieści!?

No, skąd! Powieści też będą, ale limitowane. Poczułam po prostu, że chcę czytać trochę głębiej. Wiercić tematy. A są takie, które mnie pewnie nigdy nie opuszczą: prawa zwierząt itp. (w planach 8 książek), macierzyństwo, wychowanie, uczenie się (9), II wojna i Holokaust (7). Ostatnio za sprawą Agnieszki Graff feminizm puka do bram...

czwartek, 12 stycznia 2017

Bezkrwawa rewolucja, czyli noworocznego alfabetu cz. 5 i ostatnia


P jak PANNICE PIÓRA
W 2016, zgodnie z zamierzeniem, udało mi się skubnąć nieco prozy młodych polskich pisarek. Bo jak to tak nie znać Masłowskiej? Więc już ją znam troszkę i niereprezentatywnie, bo Więcej niż możesz zjeść: Felietony parakulinarne to raczej jakaś robótka na boku niż opus magnum. Zaskakujące, dowcipne, językowo rozgibane, chcę jeszcze.

Nocne zwierzęta Patrycji Pustkowiak zyskały spory rozgłos, miały świetną okładkę, a nawet nominację do nagród. I co? I oj, fu, fu, a kysz mi z taką literaturową, wtórniacką dyktą.

niedziela, 8 stycznia 2017

W końcu najlepsze książki 2016, czyli noworoczny alfabet, cz. 4

L jak LEGIMI
Jeszcze pół roku temu polecałam Legimi ostrożnie. Obecnie trudno by mi było się bez niego obejść. Finansowo opłaca się właściwie już przy pobieraniu jednej książki miesięcznie (ja korzystam z czytelni Play, czyli płacę niecałe 20 zł) –  a więc mole książkowe korzystają szalenie. Do tego jaka to oszczędność czasu! Żadnego szukania, żadnych zakupów. Oczywiście na Legimi nie znajdzie się wszystkiego, ale dostęp do 17 000 książek mi wystarcza. To był rok Legimi!


Ł jak ŁADNE OKŁADKI

czwartek, 5 stycznia 2017

Sadystyczno-harlequinowy pasztet, czyli noworoczny alfabet, cz. 3

H jak powieść HISTORYCZNA Takich klasycznych właściwie nie lubię, ale do Solfatary Macieja Hena od początku ciagnęła mnie jakaś siła tajemna. Zjawisko występujące u mnie dość często, dotyczące najróżniejszych pozycji i wciąż nieodgadnione.

Neapol, XVII wiek, lud burzy się w sposób krwawy, a główny bohater, wydawca pierwszej lokalnej gazety, szeroko relacjonuje nam aktualne wydarzenia, plus wylewnie przedstawia swoją biografię i wplata w to jeszcze mnóstwo innych historii. Wspaniale snuta, soczysta opowieść. Książka gruba aż miło, do leniwego rozkoszowania się. Czyli czytacze akordowcy (52/rok) niech trzymają się od niej z daleka...

I jak najbardziej IRYTUJACA książka roku

wtorek, 3 stycznia 2017

Rzucam Stefana, czyli noworoczny alfabet, cz. 2


E jak EPISTOLOGRAFIA Przez cały rok tylko 1 tom korespondencji, chociaż bardzo lubię tę formę podglądactwa.

Jestem fanką czytników, ale przyznaję, że tu InkBook poległ. Listy niezapomniane pod redakcją Shauna Ushera to książka, która powinna być czytana w papierze. Tradycyjny list wszak ma fizyczną postać, która sama w sobie jest ważną częścią przekazu, i papierowe wydanie książki na pewno lepiej przybliża oryginały niż e-papier.

Ten wychwalany (np. na Wiekim Buku) zbiór korespondencji nie porwał mnie jednak też z drugiego powodu na ogół nie miałam żadnego stosunku emocjonalnego do korespondentów. Gdyby przepis na ciasteczka wysłała, dajmy na to, Anda Rottenberg do Zdzisława Beksińskiego, przejęłabym się, może nawet wypróbowała przepis. Ale jakaś królowa angielska do jakiegoś prezydenta USA? A co mnie to!

Podczas lektury korespondencji Gai i Jacka Kuroniów, zaplanowanej na 2017, obojętność raczej mi nie grozi.



F jak FANTASTYKA (a konkretnie SF)

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Podejrzane kobiety, czyli noworoczny alfabet, cz. 1

Blogowo rok 2016 niemal mi przepadł (Tu chylę czoła przed blogującymi mamami z rodzin 3+. Chylę, choć z drugiej strony wydają mi się te kobiety coraz bardziej podejrzane... Pewnie brudne okna mają. Albo z nikim nie sypiają. Na czymś muszą zaoszczędzić czas na pisanie!), ale zaskakująco ciekawie wypadł czytelniczo. Nawet niechcący zaliczyłam wyzwanie "52 książki w rok". Z tego wyzwanie chętnie się podśmiewam i nazywam "czytaniem na akord", a teraz się jeszcze okazuje, że można je machnąć mimochodem z niemowlęciem przy piersi.

Zapraszam na alfabetyczne podsumowanie minionych 12 miesięcy: