Ponieważ boski Matthew nie będzie rozpraszał urodą, spokojnie można się skupić na śledzeniu fabuły filmu, dotyczącej największego przekrętu w historii wydobycia złota. Nadążanie za zawiłościami afery kruszcowej ułatwi nam, oprócz wzmiankowanych braków w owłosieniu głównego bohatera, lektura książki Ścigając marzenia: W pogoni za złotem, istnego almanachu wiedzy o złocie i szmaragdach, gdzie i ta sprawka została opisana.
Generalnie złoto nic mnie nie obchodzi. Podzielam, cytowane w książce, zdanie Warrena Buffetta:
W Afryce lub innym miejscu kopiemy głęboki dół, z którego wydobywamy złoto i płacimy za wydobycie, następnie wypławiamy złote sztaby i płacimy za to, kopiemy inny dół, chowamy złoto w tym dole i płacimy ludziom, aby go pilnowali. Nie używamy złota do niczego. Ktoś z Marsa byłby... zdziwiony.
Ale już informacja, że w mojej obrączce może być okruch złota wydobyty przez więźniów GUŁAG-u albo ze starożytnych kopalni Egiptu, daje do myślenia. A to dlatego, że dotychczas złoto było w ciągłym obiegu. Nie zużywa się przecież, tylko zmienia właścicieli lub jest przetapiane. Dopiero obecnie, pierwszy raz w historii, część złota opuszcza obieg – wraz z telefonami komórkowymi, lądującymi na wysypiskach śmieci.
Podobnych, arcyciekawych, a nawet niekiedy nieprawdopodobnych na pierwszy rzut oka informacji jest w książce na kopy. Przykładowo spróbuj sobie wyobrazić, jaki obszar zajęłoby złoto dotychczas wydarte ziemi? Pomyśl o tych wszystkich kapiących złotem kościołach, o wszystkich obrączkach, kołach w uszach, o zębach nie zapominając... Jak już sobie coś tam wyimaginowałeś, to pogódź się z prawdą, że to całe złoto zmieściłoby się w przeciętnym basenie. Fajnie, nie?
Andrzej Śliwa, bardzo doświadczony geolog, snuje gawędę (takie określenie chyba najlepiej oddaje styl autora) na temat historii wydobycia kruszców i kamieni szlachetnych od najdawniejszych czasów oraz wprowadza czytelnika we wszystkie fazy prowadzące do uzyskanie złotych sztabek. Całkiem lubię zagłębiać się w zupełnie sobie nieznane obszary, ale w tym wypadku byłam zdumiona, że temat tak wciąga.
Ponieważ autor latami pracował jako geolog poszukiwacz, na różnych kontynentach i z bardzo różnymi ekipami, czytelnik zostanie uraczony wieloma pysznymi anegdotami. Jeśli miałabym się koniecznie przyczepiać, to żal mi, że anegdoty są zebrane w osobny rozdział, a nie okraszają całego tekstu. Byłoby to naturalniejsze i czytałoby się jeszcze sympatyczniej, bo ciepła i otwarta osobowość autora z tych dykteryjek najbardziej przeziera.
Drugi smuteczek powodowany jest broszurową oprawą i mizernym materiałem ilustracyjnym. Przypuszczam, że nieznany szerzej autor, choćby był najlepiej piszącym w Polsce geologiem (zaraz się okaże, że po geologii są Pilch z Tokarczuk...), nie może w wydawnictwie wybrzydzać. Niemniej szkoda.
Tak czy siak, zawsze cieszy, gdy ktoś, kto po kilkudziesięciu latach pracy mógłby już sobie, dajmy na to, leniuchować na zapiecku, postanawia podzielić się swoim doświadczeniem. Zwłaszcza, gdy robi to w dobrym stylu.
Moja ocena: 4,5/6
BiblioNETka: 4,5/6
Ścigając marzenia: W pogoni za złotem / Andrzej Śliwa, wyd. Poligraf, Brzezia Łąka 2016.