sobota, 20 kwietnia 2013

Takie horrory do niebania i jeden do bani

Miniprzegląd horrorów dla dzieci miałam zacząć od - widocznej po państwa lewej stronie - propozycji wydawnictwa Zakamarki. Miały być skany i cytaty. Miały, ale diabli książkę wzięli. A konkretniej dzieciory gdzieś zawlokły i nigdzie jej nie widać. W piaskownicy zakopały? Zeżarły?

Uwierzcie więc na słowo, że akcja książki O duchu, który się bał rozgrywa się w domu od strychu po piwnice zamieszkałym przez upiorne stworzenia wszelkiej maści, plus ludzka rodzina. Taka typowa dla szwedzkiej literatury dziecięcej, czyli jeden rodzic z dzieckiem. Tu mała dziewczynka śpi sobie spokojnie, a pod łóżkiem upiór, a w szafie kościotrup itd.

I po co tak dzieci straszyć? To już nie wystarczy wilk pożerający Kapturka lub krwawa łaźnia żon Sinobrodego?
Popkultura woli jednak teraz straszyć wampirami, a literatura dziecięca musi za nią podążać. Mam na myśli prawdziwą literaturę, a podąża w celu oswojenia i ośmieszenia straszydła marketingowo wpychanego w krainę dziecięcej wyobraźni. W O duchu... okazuje się, że każdy się boi: dziewczynka - ducha, a duch - wampirów, a wielki potwór - małej myszki. Wszystko kończy się wspaniale, a do tego klimatyczne, w sam raz straszne ilustracje.

Na podobnym schemacie leci Straszna piątka. Bohaterami są zwierzęta przez wiele osób postrzegane jako odrażające: hiena, szczur, ropucha, pająk i nietoperz. One same też nie mają o sobie wysokiego mniemania, ale razem uda im się zrobić coś, co sprawi, że wszyscy zmienią zdanie. Jest pozytywnie i zabawnie. Naleśniki, ropuchy i śpiew! Ilustracje - bomba!

Łapiecie? W horrorach dla dorosłych chodzi o to, żeby się bać, w tych dla dzieci - żeby przestać.

W Esbenie i duchu dziadka też pojawia się (tytułowy) element nadprzyrodzony, ale nie oswaja się lęku przed duchem, tylko przed stratą bliskiej osoby. Zmarły dziadek odwiedza nocami Esbena, bo nie może odejść w zaświaty. Potrzebuje pomocy wnuka w znalezieniu tej rzeczy, która go uziemia. Duch z niego jak się patrzy: przenika przez ściany, a jak zrobi "Uhuuu", to ho, ho! To jedna z tych książek, które mają działać jak szczepionka na wypadek prawdziwej żałoby. Tak sobie wyobrażam, że mogą być pomocne, bo jak to jest w praktyce, nie wiem i nie chcę wiedzieć.

Do mojego zestawu trafia też Lato Garmanna, kończące się słowami "Garmann się boi". To książka o wielu lękach, tych związanych z przemijaniem i ze zmianą. Ilustracje są absolutnie niezwykłe, niektóre subtelne, poetyckie i nastrojowe, inne groteskowe i budzące wielki niepokój. Tę książkę warto spokojnie i uważnie obejrzeć, to jest rzecz wyjątkowa. I pozwólcie dzieciom podchodzić do niej. Moje maluchy zdecydowanie doceniły. Chociaż, jak spojrzę na te stare ciotki, to dreszcz po plecach.



















Na koniec zachowałam perłę pt. Pan Pierdziołka spadł ze stołka. Twórcy książki zakładali chyba, że będzie to coś w stylu Butenkowskiej Wesołej gromadki, czyli makabreska. Wyszedł horror, którego wam nie oszczędzę.



 Tylko dwie "ilustracje" - nie jestem sadystką. Pozycja dla koneserów gatunku. U mnie trafia na półeczkę z kuriozami wydawniczymi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz