środa, 10 kwietnia 2013

Jeremy Stangroom "Co myślą naukowcy" - głupoty też

Wyobraź sobie, że idziesz do lekarza. Zostaje zdiagnozowane zapalenie płuc. Czego się spodziewasz po lekarzu? No? Bo przeciętny pacjent w takiej sytuacji oczekuje zapisania antybiotyku. Co gorsza, mnóstwo lekarzy działa zgodnie z tym oczekiwaniem. Gdzie tkwi błąd? Antybiotyki zwalczają bakterie, a zapalenia płuc w zdecydowanej większości przypadków "zawdzięczamy" wirusom. Zastosowanie antybiotyku jest bezsensowne i szkodliwe. Wynika z ignorancji.

Badania w Wielkiej Brytanii i USA wykazały, że błędne przekonania - takie jak powyższe - są powszechne. Z rzeczy aż trudnych do uwierzenia, wielu ludzi wciąż nie pogodziło się z faktem, że to Ziemia krąży wokół Słońca. Rozszerza się jak zaraza grupa wyznawców tzw. inteligentnego projektu, czyli kreacjonistycznej bzdury mającej stanowić alternatywę dla darwinizmu itd. Z drugiej strony obserwuje się kryzys zaufania do naukowców. I dlatego powstało Co myślą naukowcy.

Dostajemy 12 rozmów ze znanymi naukowcami (załapały się 2 kobiety). Mówią o swoich dziedzinach badawczych, najgorętszych debatach, obawach oraz o roli nauki. Chodzi o uczynienie ekskluzywnego świata nauki trochę bliższym przeciętnemu zjadaczowi chleba. Oj, ale czy ten przeciętny przeczyta książkę? I to dotyczącą nauki?

Ach, pięknie by było: wychodzę rano wyrzucić odpadki na kompost, a tu mnie sąsiad przez płot zaczepia: "A czytała sąsiadka ostatnie doniesienia na temat komórek macierzystych?" Oj, dobrze by było: rodacy nie tylko umyci, zdrowo odżywieni, ale i mający pojęcie o ewolucji, genetyce, cybernetyce, mikrobiologii, zanieczyszczeniu środowiska czy biotechnologiach. I byle urzędniczyna wiodącego w Polce kościoła nie mógłby z ambony bezkarnie rozmijać się z prawdą, np. na temat in vitro. Taaa...

W Co myślą... sporo jest tzw. gorących kwestii: badania na zwierzętach, sztuczna inteligencja, nowotwory, wymieranie gatunków i ochronna terenów zielonych, (samo)świadomość zwierząt i  cybernetyka służąca udoskonalaniu ludzkiego ciała (tworzenie cyborgów). Jednym z tematów przewijających się w kilku rozmowach jest GMO. Już we wstępie autor piętnuje organizacje typu Greenpeace, jako te, które stosują celową dezinformację. Cóż, te same kamyczki spadają od strony zielonych do ogródka naukowców, zwłaszcza jeśli zwykli go uprawiać na zlecenie wielkich koncernów. I komu wierzyć?

Mogłabym oszaleć, bo bardzo chcę mieć jasny pogląd na tę sprawę. Muszę przyjąć jakiś miernik wiarygodności. I jeśli miałby to być styl wypowiedzi, to rozwiewają się moje wątpliwości. Jak o GMO piszą tzw. ekoterroryści? Odsyłam tutaj. A co możemy wyczytać u, cytuję, "najznakomitszych naukowców"? Na str. 23 prof. genetyki Jones porównuje zielonych do nazistów, bo zwalczanie GMO to przecież coś jak dbanie o czystość krwi [sic! (i to Heil!)], no i naziści też kochali lasy. Co śmieszniejsze / straszniejsze profesor dziwi się, że został wygwizdany po takim oświadczeniu. Jones przyznaje, że na razie GMO nie spełniło oczekiwań oraz wykończyło drobnych farmerów w USA, ale w końcu nie chodzi o to, by "mieć malowniczych rolników na farmach" [str. 24]. Włos się jeży. Czy wam też?

Co najmniej nieswojo czułam się podczas lektury kilka razy. Gdy Kenan Malik mówi, że nie da się naukowo udowodnić, że zwierzęta cierpią [str. 63] i uważa, że nie powinny mieć praw [str. 65]. Gdy czytałam o eksperymentach na zwierzętach, uzasadnianych moralnym zobowiązaniem wobec własnego gatunku [str. 129-130]. Cóż, już na wstępie powinno mnie tknąć, że będą takie wątki, bo w przedmowie pada stwierdzenie, że "w etyce naukowcy są zwykle amatorami." [str. 6] Zmroziło mnie również, gdy prof. Edward O. Wilson upewnił mnie, że zagłada owadów - bardzo dobrze nam to idzie, ostatnio UE umyła ręce - oznacza śmierć ludzkości w ciągu roku czy 2 lat.

Poruszana tematyka nie jest łatwa, a tu jeszcze autor dla utrudnienia zastosował coś przedziwnego - jego wypowiedzi nie są wyróżnione. Czasem czyta się akapit, nie mając pewności, czy mówi to przepytywany naukowiec, czy Stangroom. Zupełnie tego nie rozumiem.

Do tego książka jest zaskakująco źle przetłumaczona. Zaskakująco, jak na tak wspaniałą serię z tradycjami, Bibliotekę Myśli Współczesnej. Czytając, miałam wrażenie, że tłumaczka tworzy słownictwo, zamiast używać tego, które obowiązuje w pracach popularnonaukowych, np. określenie misteryjny [str. 59] zamiast duchowy. Cancer Genome Project tłumaczony jest jako Projekt Ludzkiego Genomu! Poprawność językowa też poszła się kochać, więc tekst zgrzyta co kawałek. "Wróciwszy do roku 2000, [...], Jeremy Paxman powiedział..."[str. 81] - rozumiem, że pan Paxman potrafi podróżować w czasie. "[...] nie spodziewamy się, by udało się w pełni opracować ludzki genom na 10 czy 20 lat naprzód"[str. 122] - czyli nie będziemy mieć żadnych zapasów ludzkiego genomu? Co za pech.

Kontrowersje naukowe i światopoglądowe uważam za atut tej książki, a stronę językową uznaję za wypadek przy pracy (sprawdziłam - tłumaczka po Co myślą... przerzuciła się na książki związane z duchowością, pardon, misteryjnością, czyli - jak dla mnie - na tematykę nieistotną). Nie będzie to rzutować na moje dalsze przygody z tą zacną serią.

Moja ocena: 3,5/6
Biblionetka: 3,58/6
Co myślą naukowcy / Jeremy Stangroom ; tłum. Agna Onysymow ; wyd. PIW, 2009.


2 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi na tę pozycję i za ostrzeżenie jeśli chodzi o tłumaczenie. Chyba nie mam siły (poza "Zjadaniu zwierząt") na kolejną tłumaczeniową pomyłkę, więc skombinuję sobie tę książkę w oryginale.

    Co do bioetyki i naukowców to muszę się podpisać pod tym, że "w etyce naukowcy są zwykle amatorami". Niestety, przynajmniej na moich studiach zupełnie nas nie przygotowywano do radzenia sobie z konfliktami etycznymi, które jako biologów-praktyków będą nas spotykać. Na różne pytania, które się u mnie pojawiały gdy zaczęłam już pracować jako biolog, musiałam szukać odpowiedzi sama i szczerze mówiąc na większość cały czas jednoznacznej odpowiedzi nie znalazłam.

    Co do Greenpeace i celowej dezinformacji to akurat podpisuje się obiema rękami. Jest to organizacja, która wywołuje u mnie niemiły dreszcz. A ostatnio miałam jeszcze wątpliwą przyjemność rozmawiania z jej dwoma przedstawicielami agitującymi na jednej z ulic Warszawy (jeden po jednej stronie, drugi po drugiej). Bardzo szybko doszliśmy do tego, że nie mają absolutnie pojęcia o czym mówią i czym jest to całe GMO, o którym chcieli ze mną rozmawiać. W sumie to nie było trudno, bo już na samym początku rozmowy, gdy młody człowiek powiedział "badania wykazały, że żywność GMO powoduje raka", a ja spytałam jakie badania, powiedział zupełnie niezrażony, że nie wie; nie wiedział przez kogo przeprowadzone, na jakich organizmach i jaka to żywność GMO była sprawdzana. Potem szukał jeszcze czegoś w książeczce, którą trzymał w rękach, ale tam był tylko obrazek przedstawiający raka (zwierzątko). Na koniec naszej dosyć długiej rozmowy kiedy wydawało mi się, że jest jednak trochę zawstydzony swoją niewiedzą, okazało się, że tylko mi się tak wydawało, bo powiedział "z biologami zawsze są problemy, ale inni ludzie się z nami zgadzają".
    Chciałam zapłakać.
    Jestem jak najbardziej za dyskusją na temat GMO, bo uważam, że wszytko ma swoje jasne i ciemne strony i generalnie świat nie jest zero-jedynkowy, ale powinna to być dyskusja merytoryczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Petera Singera i jego (już nieco zleżałe) "O życiu i śmierci: Upadek etyki tradycyjnej" pewnie znasz? Jeśli - jakimś cudem - nie, to bardzo zachęcam. Są też świeże pozycje, np. "Etyka a to, co jemy", ale jej treści nie znam.

      I jeszcze sprostuję, że akurat mam wiele sympatii dla takich organizacji jak Greenpeace. Większość tego, co robią, wydaje mi się po prostu potrzebna światu. Ale oczywiście przykład który podałaś jest żenujący i świadczy o tym, że i u nich różnie bywa.

      Akurat ich artykuł nt. GMO, do którego link podaję w notce, wydaje mi się wyważony. Nie jestem biologiem, więc nie doszukałam się ściemy.

      Usuń