wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozczarowanie i oczarowanie – choć i tu, i tu ojca brak

Łyknęłam Ruiny Gorlanu (tom 1 Zwiadowców), bo mam słabość jeszcze od czasów Thorgala do facetów z mocno napiętym łukiem. Poza tym czasem lubię sięgnąć po coś bardzo popularnego, by wiedzieć, o co ten szum. Więc sorki, ta pozycja oczywiście nietuzinkową nie jest.

Przeczytałam i nadal nie znam źródeł popularności cyklu, a w każdym razie książki rozpoczynającej serię. Jest stereotypowo do bólu. Dowiedźmy tego prędziutko: sierotka podrzucona pod drzwi zamkowego sierocińca, nieznani rodzice (wiadomo tylko, że ojciec bohater), niezwykłe zdolności i inteligencja, trudna przyjaźń i w finale wielki triumf. Nosz, kurza dupa, po pierwszym rozdziale mogłam przewidzieć zakończenie. A styl jest żaden.

Mąż pocieszał, że tak widocznie się pisze dla dzieci.
Może bym i przyjęła takie wyjaśnienie, ale właśnie skończyłam książkę również otwierającą cykl Tsatsiki i Mamuśka autorstwa Moni Nilsson.

Bum! Bum! Bum! Proszę państwa, to jest literatura! Mam wszystkie te cechy, które kocham w szwedzkich książkach dla dzieci. Oprócz uroczej postaci Tsatsikiego, mamy tu jeszcze żywiołową, nieprzewidywalną Mamuśkę, prawdziwe problemy dziecięce (od niezdążenia do łazienki po przemocy w szkole), fantastycznie niestandardowe rozwiązania i tonę miłości. Niby tyle już było powieści na ten temat (o, właśnie, Tsatsiki też nie zna swojego taty), a czytałam ją oczarowana. Tłumaczyła Barbara Gawryluk, która jest prawdziwym skarbem dla polskich dzieci. Do wspólnego czytania z pierwszoklasistą (6-7-latkiem) idealne – a ile dobrych rozmów odbędzie się przy tej lekturze!

I Zwiadowcy, i książki o Tsatsikim mają w Biblionetce szałowe oceny. Ale cykl o chłopaku goniącym z łukiem oceniły setki czytaczy, a szwedzkie cudeńko łącznie dostało 30 not. Czyli słowa Gustawa Herlinga-Grudzińskiego nadal aktualne: Jestem przeciwny argumentom, że coś jest ważne, bo parę milonów ludzi przyszło i popiera.

 
Moja ocena: 3/6
Biblionetka: 5,00/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz