czwartek, 8 października 2015

Andrzej Śliwa "Notatki geologa"

No, no, kto by przypuszczał... Geolog to właściwie taki Indiana Jones. Oczywiście mam na myśli geologa praktyka, szukającego cennych kruszców w dzikich, niegościnnych zakątkach Ziemi.

W Notatkach geologa występuje komplet rekwizytów koniecznych do stworzenia sensacyjnej przygodówki. Są oczywiście skarby: bezcenne klejnoty i kopalnie złota. A skoro skarby to rozmaici kombinatorzy, przemytnicy i złodzieje oraz najniebezpieczniejsi z nich bo mało rezolutni a gorliwi zambijscy policjanci. Są lwy i wkurzone słonie oraz węże w kilku odmianach: plujące jadem w oczy, czające się na dnie szybów, tudzież gigantyczne, leżące w poprzek drogi. Są pustynie, a na nich grożące podróżnemu śmiercią awarie aut, są 40-stopniowe mrozy i 50-stopniowe upały i, last but not least, jest rosyjska biurokracja i kazachska... hmm... kultura picia (bez obaw, Polacy szybko się adaptują). I to wszystko, a nawet więcej podczas teoretycznie nudziarskiego obstukiwania skał".


Niestety, mimo tak dobrego materiału, nie można nazwać książki porywającą. Autor skromnie zatytułował ją notatkami" i faktycznie sporą część zajmują krótkie, luźne zapiski, anegdotki. Z czasem opowieści stają się bardziej potoczyste, żywsze jakby autor nabierał pewności swego głosu, jakby gawędziarz czuł, że impreza się rozkręca i może sobie pozwolić na więcej. I te fragmenty pokazują, że mogło być lepiej, że z tej rudy można by wytopić solidna sztabkę Dore.

Och, jaka szkoda, że redaktorka dłużej nie mieszała w tym tyglu, by wykrystalizować wyrazistszą fabułę. Mogła też przy okazji pomiesić autora, by wstawił stemple do swojej historii, wyrazisty początek i zakończenie. Mnie tam nurtowało, skąd się wziął w tej Afryce? Jak się w niej aklimatyzował? Czy mógł swobodnie podróżować do Polski? I dlaczego zamienił ją na Kazachstan?

No i te irytujące powtórzenia. Śmieję się, że mam teraz dwa mózgi i żaden nie działa zbyt sprawnie, ale już po drugiej wzmiance utrwaliło mi się, że niegdysiejszy Semipałatyńsk to teraz Semej... A repetowano mi tę cenną wiedzę przy każdej okazji.

Te niedociągnięcia na szczęście w dużej mierze rekompensuje osobowość samego Andrzeja Śliwy. Czytając, miałam skojarzenia z Tonym Halikiem. Ta otwartość na inne kultury, szacunek dla ludzi i przyrody (no, jakoś nie lubi polowań i jakoś psuje mu humor zabicie węża, nawet to absolutnie konieczne ze względu na bezpieczeństwo ekipy geologicznej), zdrowy rozsądek, który prezentuje.

Jak zwykle cenne jest to, że pewnie nikt inny nie mógłby tych historii opowiedzieć, doświadczenia autora są raczej unikatowe. Na przykład te smakowite buszowe" opowieści. Taki odpowiednik legend miejskich, tyle że z czarną mambą albo słoniem w rolach głównych. Anegdotki wyborne! A opis rytuału parzenie kawy w Ugandzie można by zamieścić obok tego z Pana Tadeusza w antologii kawoszów.

A tak w ogóle to jedni twierdzą, że zawsze warto mieć ze sobą scyzoryk, inni, że ładną bieliznę, a z książki wynika, że czasem życie może uratować... cytat z Jana Kochanowskiego. Po szczegóły odsyłam do Notatek geologa.

Notatki geologa: szmaragdy, złoto i... smak przygody / Andrzej Śliwa ; wyd. Poligraf, 2015.

4 komentarze:

  1. Mam tę książkę na półce i jakoś nie mogę po nią sięgnąć, ze względu na mieszane uczucia. Po Twojej recenzji - nadal są mieszane, ale zaczynają sie pojawiać wyrzuty sumienia, że trzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kategoria "trzeba" w ogóle nie pasuje mi do książek. Ale jeśli już ją stosować, to w przypadku "Notatek geologa" łaczyłaby się tylko z osobami zainteresowanymi geologią i Afryką.

      Usuń
  2. Książkę właśnie skończyłam czytać, trochę długo mi to zajęło, ale przypadła mi do gustu. Faktycznie anegdotki były najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla takich perełek warto czasem przeczytać coś niszowego, prawda?

      Usuń