wtorek, 22 września 2015
Sylwia Szwed "Mundra", czyli o obracaniu żuczka
Mundra musi być opanowana, szybko reagować i podejmować odważne decyzje, mieć świetną kondycję i odporność na stres. Nie jest komandoską ani głową państwa! Jest kimś ważniejszym. Jest położną.
Na książkę Sylwii Szwed składają się wywiady z kobietami, które wybrały ten specyficzny zawód. Poznajemy 10 zupełnie różnych, ale zawsze bardzo silnych osobowości. Jest wśród nich pani Stefania, która przyjmowała porody w nazistowskim obozie jenieckim po powstaniu warszawskim, Jola, która towarzyszyła rodzącym Inuitkom, i młodziutka Monika, która kilka lat spędziła na autentycznie bohaterskiej misji w afrykańskim szpitaliku położniczym. Ale większość rozmówczyń stanowią te, które ostro walczą o konieczne zmiany w polskim położnictwie.
Od razu napiszę, że Mundrę powinni przeczytać wszyscy. Kobiety i mężczyźni, ci którzy już mają doświadczenie porodu i ci którzy nawet jeszcze dzieci nie planują oraz na pewno same położne i lekarze / lekarki. Bo te rozmowy uświadamiają, jak mało wiemy o wydarzeniu, które następuje przecież w życiu każdego człowieka i od którego zależy bardzo wiele. Przekonują też, że po stokroć warto zadbać, by przyjście dziecka na świat było doświadczeniem naturalnym, dobrym, rodzinnym i bezpiecznym.
Właśnie, okazuje się, że bezpieczeństwo i zaufanie (do siebie i do położnej) to pojęcia kluczowe w delikatnym procesie, jakim jest poród. Jeśli ktoś tego poczucia bezpieczeństwa nie ma, to koniec. Po prostu nie będzie porodu, nawet jeśli wszystkie warunki biologiczne zostaną spełnione. Wtedy pozostaje tylko silna interwencja medyczna, czyli coś w rodzaju gwałtu (str. 79). Bardzo uderzyły mnie te słowa, bo sama miałam podobne odczucia jako pacjentka. Dobrze usłyszeć, że położne, przynajmniej niektóre, też tak to odbierają.
Dziewczyny, w jakich fantastycznych żyjemy czasach – w czasach położniczej rewolucji, a właściwie powrotu do korzeni, do prastarej wiedzy plemiennych akuszerek, mundrych babek, zweryfikowanej przez współczesną medycynę i, w razie konieczności, wspartej jej możliwościami. Zmniejsza się medykalizacja porodu, zwiększa się samodzielność położnych, dba się, by tok porodu nie został zaburzany. Oczywiście wciąż jest niepokojąco wysoki odsetek cięć cesarskich i innych interwencji, ale idea dobrego porodu rozprzestrzenia się po Polsce. Jeśli tylko mamy wolę i odrobinę szczęścia możemy rodzić pięknie, bez stresu, bez lęku, otoczone szacunkiem. A jak dobry poród, to i dobre karmienie. A dobre karmienie, to dobra więź między mamą a noworodkiem. A dobra więź itd., itp.
Mundra to też opowieści o kobiecości, o tym jak ciężko zwalczać obowiązujące zwyczaje i przekonania, nawet te destrukcyjne, o biotechnologii i psychologii prenatalnej. Kopalnia tematów, o których na ogół nie mamy pojęcia. Ale dla mnie najcenniejsze jest oddanie głosu prawdziwym rewolucjonistkom, które wywalczyły dla nas zmiany. Które odważyły się unieruchomioną w łóżku, leżącą z zadartymi nogami, jak bezbronny żuczek kobietę odwrócić i pozwolić jej być po prostu samicą gatunku homo sapiens, kierującą się instytynktem.
Dlatego skończę w tonie podniosłym:
Kochane położne, w waszych silnych rękach leżą losy rodzin i społeczności. W końcu poród, to start, który nas determinuje. Wiem, że generalnie marny prestiż (niesłusznie i niestety!), a kasa jeszcze gorsza. Ale pamiętajcie, jak wiele od Was zależy i jak wdzięczne są Wam mamy i ojcowie za towarzyszenie w najważniejszym momencie życia.
Panie, panowie, przed położnymi czapki z głów!
Moja ocena: 5,5/6
BiblioNETka: 5,20/6
Mundra / Sylwia Szwed, wyd. Czarne, Wołowiec 2014.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podpisuję się obiema łapkami, świetna i potrzebna książka! Czytałam ją już dłuższy czas temu, ale nadal jestem pod wrażeniem!
OdpowiedzUsuńMoja recenzja, jeśli masz ochotę: http://niedopisanie.blogspot.com/2014/05/sylwia-szwed-mundra.html
Te "Matki" Rankova, podpatrzone u Ciebie, mnie zainteresowały. A ja świeżo przeczytałam "Położną" Jeannette Kalyty i też, powiem Ci, warta lektury. Notka wkrótce.
Usuń