niedziela, 8 grudnia 2013

Słowa na niedzielę - cz. 8

Psychopomp(a?) z Sandmana
Się porobiło, że czasu nie mam. Jedyne, co czytam, to Martin, bo on się sam czyta, więc nie trzeba na niego czasu. Blog sierotką porzuconą, a o dziwo statystyki ma coraz lepsze - taka zagadka.

Ale że ktoś mnie prosił o kolejne SNN-y, to się niniejszym spinam i nową porcję słów poznanych przy okazji ostatnich lektur, a do szczęścia intelektualnego i wygranych w Scrabble koniecznie potrzebnych wypuszczam. Ładne takie się ostatnio trafiły.

Psychopomp - znane? znane! z wiersza Gałczyńskiego, śpiewnego przez Turnaua, ale jakoś wcześniej nie zainteresowałam się znaczeniem. A to nikt inny jak np. Charon, wikingowskie walkirie lub urocza siostra Sandmana (vel Morfeusza) z komiksu Gaimana, czyli ktoś, kto towarzyszy duszom w drodze do innych światów.

Epifenomen - to z książki o małpiszonach i pochodzeniu języka, która teoretycznie jest u mnie na warsztacie. Niegdyś uważano umiejętność mówienia za epifenomen właśnie, czyli produkt uboczny innych procesów, w tym wypadku ewolucyjnych.

Szpros to bardzo ciekawy przypadek, bo każdy wie o istnieniu tej rzeczy, ale mało kto potrafi ją nazwać, w każdym razie w moim pokoleniu. Nawet się zabawię i przepytam ludzi w różnym wieku. A jest to po prostu listewka dzieląca szybę w oknie lub drzwiach. Inne określenie to szczeblina. Ha, Word zna szpros i szczeblinę, a psychopompa podkreśla - kolejna ciekawostka.

czwartek, 21 listopada 2013

Najki - cz. 3 - Najpopularniejszonaukowe

Najki, czyli post o butach (goła baba nie zaszkodzi) 
Jakoś się do tej pory nie zaczytywałam przesadnie w literaturze popularnonaukowej, ale - ma się w życiu szczęście - udało mi się trafić na kilka pozycji fenomenalnych. Poznanie ich tematyki (niekiedy też przesłania) naprawdę miało wpływ na moje decyzje, postawę życiową i odparowało kapkę z kałuży ignorancji beztrosko chlupiącej za każdym razem, gdy ruszam głową. Co więcej mówię tu o rzeczach wybornie napisanych. Zaczynam pozytywną najkowa wyliczankę.

sobota, 9 listopada 2013

Petr Šabach "Gówno się pali" czyli Czech na czas słotny

Cytowanie fragmentów książek jest do dupy, unikam. Cytat w oderwaniu od klimatu całej powieści robi dużo mniejsze wrażenie, nie rusza, nie śmieszy. Ale tym razem zaryzykuję.

Pierwsza wywiadówka, na którą poszedł facet. Opis wychowawczyni: [...] była jak spadkowicz z pierwszej ligi gdzieś na dno mistrzostw powiatowych. Wysoka, koścista, spięta stara panna, która mierzyła nas ze złością przez okulary z oprawkami na receptę. Mały koczek z przerzedzonych włosów i tłusta cera o kolorze i wyglądzie obrusu z ceraty nie pozostawiały wątpliwości, że ta kobieta poświęciła swojemu powołaniu wszystko, a nawet więcej. Może to brzmieć niewiarygodnie, ale do tego wszystkiego wymawiała francuskie "r". [...] Stała na podwyższeniu jak doskonała karykatura samej siebie [...]
To nie może być prawda - pomyślałem. - Na pewno za chwilę to niemożliwie stworzenie krzyknie coś w stylu: "To były tylko jaja!" I zacznie wyglądać normalnie [...] (str. 131-132).

Nawet jeśli fragment cię nie rozbawił, to zapewniam, że nie jest to wina książki, a tego cholernego prawa cytatu. Bo opowiadania, czy raczej luźno połączone scenki, są świetne, soczyste i ostre. Bardzo czeskie, trochę jak w Śmierci pięknych saren, ale bez śladu liryzmu. Temat przewodni niby zgrany - tzw. odwieczna walka płci i pokoleń - ale obserwacje urocze. Kilka razy śmiałam się w głos - a to już coś! Brawa dla tłumaczki. Na tyle przypadła mi do gustu ta mała książeczka, że odkładałam dla niej wielbioną Grę o tron, którą sobie właśnie repetuję.

W Polsce wyszły trzy książki Šabacha. Wszystkie mają charakterystyczne, dosadne okładki (zgadnijcie, co jest na okładce powieści Masłem do dołu?), pasujące do stylu pisarza. O! wydawnictwo Afera wydało też Niedoparki, co mi przypomina, że już od pół roku chyba kurzą się na półce, choć takie obiecujące. Jest słotnie - Czesi to dobry wybór na taki czas.

Moja ocena: 5/6
BiblioNETka: 3,98/6

Gówno się pali / Petr Šabach ; tł. Julia Różewicz ; wyd. Afera, 2011.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Yann Kerlau "Dynastie, które stworzyły luksus"

Po wpisaniu w moim Google'u haseł Doda torebka na pierwszym miejscu znalazłam informację, że Doda już ma cacko od Hermésa (marzenie wszystkich kobiet, autorytarnie stwierdza artykulik) za 7,5 tys. $. Przypuszczalnie jest to przedmiot wysokiej jakości, ale na zdjęciach torba niczym się nie wyróżnia. I właśnie tego typu informacje sprawiły, że przeczytałam książkę o wytwórcach dóbr luksusowych. Chciałam odkryć, co to za dziwny światek, w którym prezentacja nowej torebki jest wydarzeniem?! Dlaczego ludzie tak świrują na punkcie luksusowych marek, że są w stanie wydać pensję na buty? Czy to jak z potrzebą kupowania nowych książek (to doskonale rozumiem), z tą różnicą, że liczy się tylko wygląd okładki, bo treści po prostu nie ma?

poniedziałek, 28 października 2013

Targi Książki w Krakowie

Dostałam na targach dokładnie to, czego oczekiwałam, a nawet więcej, bo nie spodziewałam się, że pan z E-book Cafe zrobi tak pyszną kremową kawę, i to z serduszkiem. Było świetnie: obficie, kolorowo, tłoczno, tanio, duszno, głośno i gorąco. A oto moje targowe 5xZ.

Zakupy: widać na zdjęciu. W ramach dotacji celowej od babci moich dzieci, kupiłam tymże nowego Findusa (ten odcinek mnie wzrusza), Pana Pikulika i nieporozumienie w zoo (świetne rysunki), Jedno oko na Maroko (ks. Boniecki wespół z gołym facetem i panią wampir, i to jest dla dzieci, i to jest fajne, i to jest ważna książka), grę z seryjną Basią (spodobała się bardzo), Gryzmoły Bazgroły (na szczęście już nie tak trudno o ładne malowanki i łamigłówki) oraz - co próbuję nieco zakryć - błyszcząco-różową książkę, pełną wróżek i naklejek. Cóż, wiek przedszkolny ma swoje prawa. No i na szczęście nie jest to (jeszcze) Monster High (tfu!).

Zauroczenie: Bestiariusz słowiański przecudnie wydany, klimatyczny, na wspaniałym papierze. Zawiera świetnie narysowane i opisane postaci z rozbuchanej wyobraźni przodków. Biorąc to pod uwagę, cenę 29,90 zł uznaję za wielce przystępną. Bym pod choinką chętnie znalazła.

Zabrakło: upamiętnienia Joanny Chmielewskiej i Edmunda Niziurskiego, zmarłych tak niedawno wielkich (jak by na to nie spojrzeć) postaci literatury polskiej. Wystarczyłyby portrety, daty i podziękowanie. A może gdzieś były, tylko przeoczyłam?

Zdemaskowałam: Zmowę czyli Związek Małych Oficyn Wydawniczych z Ambicjami. Trzymam kciuki za tę inicjatywę. Targi zawsze pokazują, jak trudno się przebić małym wydawnictwom, a jak wielką siłę przyciągania mają giganci na wielkich stoiskach. W Zmowie jest też sopockie dziecięce wydawnictwo Łajka, którego wcześniej nie znałam. To od nich jest Pan Pikulik.

Zdobycze: e-book Adama Wajraka Przewodnik prawdziwych tropicieli i zniżki na zakupy za oddanie książek w akcji Książka za książkę oraz Cud równowagi Etxabarrii, wymienioną za Wiedźmę.com.pl Białołęckiej w ramach Drugiego życia książki, o którym już kiedyś pisałam. Pozy tym cudne dyperelki. Autografów żadnych, bo odkąd zdobyłam podpis Czesława Miłosza, czuję się w tej dziedzinie całkowicie zrealizowana.

To ostatnie targi w tej hali, więc żegnaj męczący zaduchu. Jeżeli za rok faktycznie organizator zagwarantuje stały dostęp tlenu, to dopiero sobie poużywam. Czy ktoś z szanownych był? Co kupił? Jakieś gwiazdy na własne oczy?

czwartek, 24 października 2013

Hałda rośnie - dowózka od "Czarnej Owcy"

Ciekawe, na myśl o której tak się oblizuje?
Skusiłam się na wyprzedaż u Czarnej Owcy, choć na stronie straszyli, że książki mają lekko uszkodzone okładki. Akurat to mnie nie rusza - książki traktuję użytkowo. Nawet tłumaczę dzieciom, że lepsze ślady używania niż nieużywania. Ale i tak się ucieszyłam, gdy okazało się, że na moje (nieczułe, fakt) oko książkom niczego nie brakuje. Albo się w magazynie coś pomerdało, albo klientela jest teraz taka rozwydrzona, że lepiej zaznaczyć najdrobniejszą rysę. Ale do rzeczy, co to za cudeńka:

1. Robin Dunbar Pchły, plotki a ewolucja języka (już tytuły rozdziałów, np. Blizny ewolucji, obiecują wiele)

2. Peter Singer Życie, które możesz ocalić (na okładce ostrzeżenie, że lektura może być niebezpieczna - wierzę...)

3. Michel Henry Narkotyki: Dlaczego legalizacja jest nieuchronna? (by mieć swoje zdanie, trzeba się naczytać, jakie zdanie mają inni)

4.  Hanna Samson Ja, prezydenta i inne głosy (mogłabym wmawiać, że do zakupu wystarczyło mi, że ta książka jest prawdopodobnie stosownie zakręcona, ale prawda jest taka, że potrzebowałam dodatkowej motywacji - kosztowała złotówkę)

5. Patrik Lindenfors Boga przecież nie ma (już z wklejki bogowie mrugają do nas prowokacyjnie)

I jeszcze dwie pozycje dla sąsiadów, więc pewnie zostaną zblogowane. Swoją drogą wspólne zakupy sprzyjają rozwojowy więzi międzyludzkich, w każdym razie te robione w księgarni. I wysyłka wychodzi darmowa:

6. Jonathan Lindström Tajemnica śmierci (wewnątrz graficzne fajerwerki)

7. Alicja Długołęcka Zwykła książka o tym, skąd się biorą dzieci (osoba dr Alicji Długołęckiej jest gwarancją, że książka jest mądra i współczesna)

Niech no ja tylko domęczę 2 grubasy (co to już tak długo figurują jako właśnie czytane, że mam potrzebę wyjaśnienia, że w tzw. międzyczasie czytam i na DKK, i książki pozablogowe)... więc niech no tylko domęczę, to dopiero będę miała kłopot z wyborem następnej pozycji!

PS - Na Targi Książki w Krakowie oczywiście idę. Z dzieckiem lub nawet dziećmi, więc pewnie znowu będzie więcej udręki niż ekstazy. Moje ambicje targowe ograniczają się do udziału w warsztatach plastycznych z czarodziejką Iwoną Chmielewską (że ma moc, widać tu) oraz nacieszenia wszystkich zmysłów tą specjalną atmosferą. Ale skąpa nie jestem (jak mówi Emil z Smalandii) i państwu życzę książkowego upojenia oraz obkupienia się po pachy.

czwartek, 17 października 2013

Joanna Olczak-Ronikier "Korczak"

Wyprostowany żądam, bo już nie dla siebie.
Daj dzieciom dobrą wolę, daj wysiłkom ich pomoc, ich trudom błogosławieństwo.
Nie najłatwiejszą prowadź ich drogą, ale najpiękniejszą.
A jako prośby mej zadatek przyjm jedyny mój klejnot: smutek.
Smutek i pracę.

To słowa z Korczakowskiej Modlitwy tych, którzy się nie modlą. Dla mnie są mottem całego życia Starego Doktora. Chociaż Joanna Olczak-Ronikier opisała życie Janusza Korczaka (czy wszyscy wiedzą, że to pseudonim literacki Henryka Goldszmita?) w sposób prosty, rzetelny, rzadko dopuszczając do głosu emocje, ta biografia jest wstrząsająca (strasznie się można rozkleić, wręcz rozżalić). W moim odczuciu pisarka znalazła najlepszą formę dla udźwignięcia tak bogatej treści, stworzyła biografię idealną.

Gdyby miało sens ustalanie obowiązkowego kanonu lektur dla dorosłych Polaków, wpisałabym tam Korczaka. Z tego życia i z tej książki można czerpać garściami. Jest tam i o sile marzeń, i o życiowych celach, o tym skąd się wziął taki dziwny naród - Polacy, jak to jest być Polakiem i Ż(ż)ydem równocześnie, o tym, że bohaterowie nie biorą się znikąd, czym jest męstwo, patriotyzm, odpowiedzialność, no i jak słuchać dzieci, jak z nimi być, jak dzieci kochać.

Korczaka stawiam w moim prywatnym panteonie bohaterów blisko Marka Edelmana. Łączą ich: życie będące służbą, cholerna wrażliwość na krzywdę, łamanie konwencji, a gdy zajdzie potrzeba - bezpośrednie, mocne słowa. Pamięć o tym pięknym człowieku powinna być w Polsce żywa, jego system pedagogiczny - stosowany, jego książki - czytane. Powinny, nie są. Nawet nie mam pewności, czy rok 2012, ogłoszony Rokiem Janusza Korczaka, znacząco poprawił sytuację. Przyniósł na pewno wznowienia, które ułatwiły dostęp do jego książek. Korzystajmy z tego, bo Henryk Goldszmit nadal może być dla nas źródłem inspiracji, siły i dumy, tak jak był dla ludzi jemu współczesnych.

W Roku Korczaka ukazały się też dwie książki dla dzieci o autorze Króla Maciusia I: Iwony Chmielewskiej Pamiętnik Blumki (zachwycająca!) oraz Beaty Ostrowickiej Jest taka historia (podobała się).


Książkę przeczytałam w ramach DKK.

Moja ocena: 5,5/6
BiblioNETka: 4,99/6
Korczak: Próba biografii / Joanna Olczak-Ronikier ; wyd. W.A.B., 2011.

środa, 9 października 2013

O ważnym dla małych musi być ładnie (o sensie nie wspominając)

Leżą przede mną książki, które mają 3 wspólne cechy: dotyczą bardzo ważnych tematów, napisano je z myślą o młodych czytelnikach, a gdyby były dziewczynami naszych kumpli, powiedzielibyśmy, że są... sympatyczne.

Czy tematyka feminizmu, tolerancji i wegetarianizmu sama w sobie jest atrakcyjna dla dzieci? Czy będą prosić rodziców o właśnie takie książki? Jasne, że nie. Tym bardziej wydawca powinien przyłożyć się do strony wizualnej takich pozycji. A czy prezentowane książeczki mają szansę przyciągnąć rodziców? Tylko tych już przekonanych, którzy szukają sposobu, by omówić pewne (swoje) wartości z dziećmi. W tych sprawach i małych czytelników, i dużych trzeba zdecydowanie piękniej kusić. Przyjrzyjmy się, jak wydawcy utrudniają sobie sprzedawanie książek z tego i tak słabosprzedawalnego segmentu.

poniedziałek, 30 września 2013

Drugie Życie Książki - jak stałam się książkowym łupieżcą

To było całkiem nowe doznanie. By dostać książki musiałam wykazać się spostrzegawczością, refleksem, sprytem i pewna dozą bezwzględności. Element sprawnościowy i rywalizacyjny rozgrywki, plus posmak hazardu - taki poziom adrenaliny powinien zawsze towarzyszyć literaturze.

poniedziałek, 23 września 2013

Kristin Kimball "Brudna robota" - niech ktoś zje moje serce



Przypadkiem zaraz po przeczytaniu o trzydziestoparoletniej singielce z Londynu, która postanawia zmienić swoje życie, łyknęłam wspomnienia trzydziestoparoletniej singielki z NY, która... postanawia zmienić swoje życie. Pierwsza wybrała model wiecznych wakacji, więc niewiele z tego wynikło. Druga zamieniła jedwabie na drelich, pióro na motykę, a szpilki na ugnojone buciory. Z wakacjami nie miało to nic wspólnego, ale się udało. Tyle że Kristin w pewnym sensie miała łatwiej niż Lucy - Kristin się zakochała.

środa, 18 września 2013

Najki - cz. 2 - Największe rozczarowanie

Najki, ale z innej bajki
Czy pamiętasz swoje największe rozczarowanie książkowe? Czekałaś długo, cenisz / ceniłeś autora, zapowiedzi wydawnicze obiecywały strzał w dziesiątkę, książka wydawała się idealnie pod ciebie, a tu tzw. kupa? Oto moje najboleśniejsze przypadki.

Zacznę od serii, z którą jestem na tyle związana emocjonalnie, że czytam całość zawsze, gdy dopadnie mnie choróbsko wymagające leżenia (dlatego choruję b. rzadko, bo dobre rzeczy miło sobie dawkować). Tak naprawdę to w tym problem, że nie mogę czytać całości, bo uważam, że seria jest świetna, a w porywach genialna, ale tylko do 20. odcinka włącznie.

niedziela, 15 września 2013

Słowa na niedzielę - cz. 7

Dzisiejsze SNN nie są tak perwersyjne jak lubię, ale postaram się coś z nich wycisnąć.

Alopata - lekarz stosujący leki konwencjonalne, czyli na zasadzie znoszenia się, przeciwieństwa, np. przeciwbólowe na ból. Określenie wymyślone przez ojca homeopatii (niech jego nazwisko skryją mroki), żeby odróżnić się od medycyny naukowej. Przy okazji przypomnienie: jak się nazywa medycyna alternatywna, której działanie udowodniono? Odpowiedź: medycyna. (polecam Tima Minchina)

Didgeridoo - instrument dęty australijskich aborygenów. Jestem trochę rozczarowana. Miałam zupełnie inne skojarzenia z tą nazwą. Skojarzenie było w sumie słuszne, bo to w końcu po prostu fujara.

Odprzodkowywać - nie ma to nic wspólnego z kastracją, uff. Przodek to wózek do holowania dział, więc odprzodkowanie to prawdopodobnie zdjęcia armaty z przodka.

Konwentykiel - żartobliwie o spotkaniu jakiejś organizacji, a dawniej o zebraniu sekty religijnej. Wisława Szymborska zgłosiła kiedyś obiekcje, czy jako niewierząca może wziąć udział w drugoobiegowej imprezce w tynieckim klasztorze.

Szarwark - obowiązek dostarczania ludzi i wozów do robót publicznych. We wspomnieniach o Kornelu Filipowiczu określał konieczność wożenia obojga wybitności (czyli głównego bohatera wraz z przyszłą noblistką) nad rozmaite rzeczki, jako że Filipowicz był zapalonym wędkarzem bezsamochodowcem.

Lucy Edge "Najgorsza w szkole jogi" - duchowy shopping

Czasem recenzentka musi zrobić i to - musi napisać, że książka nie jest dobra. Co wcale nie oznacza, że tak zupełnie nie opłaca się jej przeczytać.

Pomysł, na którym jest osadzona ta autobiograficzna opowieść, nie jest oryginalny: pani rzuca pracę w londyńskiej agencji reklamowej (specjalność - reklama margaryny), bo jej życie jest miałkie. Wyjeżdża do Indii, w poszukiwaniu sensu życia i sposobu na dogłębną zmianę. Przez pół roku peregrynuje szlakiem najsłynniejszych aśramów (miejsc poszukiwań mistycznych, ośrodków skupionych wokół duchowego przywódcy) oraz najmodniejszych szkół jogi, i jej życie nadal jest miałkie. Koniec fabuły.

piątek, 6 września 2013

"Byliśmy u Kornela: Rzecz o Kornelu Filipowiczu" - kunszt życia

Jestem wzrokowcem jak cholera. Nie dla mnie audiobooki - gdy mi ktoś czyta, to zwykle nie chwytam sensu, nie wspominając o delektowaniu się tekstem. Ale moje pierwsze spotkanie z twórczością Kornela Filipowicza odbyło się przez uszy i, o dziwo, wrażenie było piorunujące.

Czy ktoś pamięta audycję Pod tytułem w radiu Tok FM? To tam prowadzący, Roman Kurkiewicz (który już na zawsze w naszym domu zostanie Kluskiewiczem, bo się raz przejęzyczyłam, a mieszkam z taki jednym złośliwcem), poświęcił pół audycji na przeczytanie w całości opowiadania Gutmann albo ostatnia przed wakacjami lekcja języka niemieckiego z tomu Cienie. Nie pamiętam, czy najpierw ostrzegł, że oto nad talerzem zupy (w kuchni radio mięliśmy) dotkniemy absolutu. Przylutowało nas do taboretów jak bufetowego z Mistrza i Małgorzaty. Zaraz ruszyłam do ukochanej biblioteki, gdzie Cienie jakby na mnie czekały i mówię wam - czytajcie Filipowicza.

wtorek, 3 września 2013

Craig Thompson "Blankets. Pod śnieżną kołderką" - ostro pod górkę

O tym komiksie napisano już wiele entuzjastycznych recenzji, a portal Komiksomania umieścił go na liście 30 komiksów, które musisz przeczytać przed śmiercią (mam nadzieję jeszcze troszku pociągnąć, bo miałam przyjemność z 9 z listy). Faktycznie od autobiograficznej opowieści Craiga Thompsona, przedstawiającej jego dzieciństwo i młodość, nie mogłam się oderwać, a emocje aż rozsadzają to prawie 600-stronicowe tomiszcze. Piękna kreska, wiele pomysłów graficznych - myślę, że rysowanie zajęło artyście kilka lat życia. Możemy mu tylko podziękować, że się odważył na tę gigantyczną pracę i rozgrzebanie na nowo starych ran.

I tu dochodzę do największego źródła podziwu dla rysownika: jak bardzo można mieć pod górkę, gdy się dorasta, i mimo wszystko nie zatracić wrażliwości i przekuć te nieszczęścia na sukces artystyczny! Craig doświadczył biedy, agresji w szkole, przemocy w domu, miał za rodziców fundamentalistów religijnych (w amerykańskiej prowincjonalnej wersji), był wykorzystywany seksualne i zastraszanym w szkółce niedzielnej.

piątek, 30 sierpnia 2013

Najki - cz. 1 - Kto ma najlepsze / najgorsze okładki?

To nie najki, ale buty z innej bajki.
Nie, nie zmieniam profilu bloga na obuwniczy. Najki to nowy cykl o książkowych "naj" - najpiękniejszych okładkach, najbardziej wkurzających bohaterach, najlepszych pozycjach na dany temat. Słowem wydawnicze szczyty i doły, literackie love or hate, książkowe piękna i bestia. Mam nadzieję, że podzielisz się ze mną swoimi fascynacjami i obsesjami.



Na początek coś, co się samo narzuca - okładka. Dla mnie ma bardzo duże znaczenie, potrafi przyciągnąć lub odepchnąć. Którzy wydawcy (pomijam tu książkę dziecięcą) mają największe, a którzy najmniejsze szanse u wzrokowca?

piątek, 23 sierpnia 2013

Marek Sadzewicz "Oflag" - zahibernowani dżentelmeni

II wojna światowa, wieś w okolicach Płocka. W gospodarstwie mojego pradziadka trwa rewizja. Niemiecki żołnierz, szukając ukrytych zapasów jedzenia, próbuje wejść na strych, lecz w wąskim otworze cały czas zawadza karabinem przewieszonym przez plecy. Pradziadek mamroce pod nosem po polsku: "Daj, ch..., to ci ten karabin potrzymam." Na to Niemiec odmrukuje po niemiecku: "Pewnie, żebyś mi, ch..., w dupę strzelił." I obaj wybuchają niepohamowanym śmiechem. Trafił się Niemiec swojak.

Taki klimat, kojarzący się z filmem Jak rozpętałem II wojnę światową, znajdziemy też w Oflagu, który jest opisem pobytu autora w niemieckim obozie jenieckim dla oficerów. Początkowo w koszarach w Choszowie, potem w Oflagu 2 D Gross-Born przesiedział Sadzewicz, wraz z tysiącami polskich oficerów, calutką wojnę. Bez nienawiści, bez dramatyzowania, za to z olbrzymim poczuciem humoru opisuje uwięzienie, warunki obozowe i niecodzienną społeczność, jaką stworzyli stłoczeni przez 5 lat na niewielkim obszarze mężczyźni. Co ciekawe, pamiętnik powstawał na bieżąco. W tym wypadku humor i dystans nie są więc dodane dopiero po latach, lecz towarzyszą Sadzewiczowi nawet w najokropniejszych chwilach.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Słowa na niedzielę - cz. 6

W dzisiejszych SNN wyrazy, których zbyt późno się nauczyłam od Leszka Mazana (z Krakowa dla początkujących). Żałuję, że tak przydatne słowa poznałam dopiero w 10. roku tzw. pożycia.

Magnifika - określenie żony. Nie wiem, dlaczego p. Mazan dodał, że jest żartobliwe. Spróbuję wprowadzić w obieg domowy, bo coś czuję, że do mnie pasuje.
Morgengabe - rekompensata za utracone dziewictwo, podarunek od męża dla żony po nocy poślubnej.

piątek, 9 sierpnia 2013

50°03'41″N 19°56'18″E i okolice

Kilka kartoników z Reading Małopolska
Dzisiaj zestaw książek dla osób planujących urlopowe poprawiny, czyli wypad na kilka wolnych dni w malownicze i interesujące na wielu płaszczyznach zakątki. Być może gdzieś w Polsce też takie istnieją, ja jednak zapraszam do Małopolski, bo o niej piszą bardzo ciekawie, a to dla nas przecież najważniejsze.

Mam przed sobą 4 ni to przewodniki, a każdy w innym typie:





Drewniany: Katarzyna Kobylarczyk W tym sęk! - drewnianość jest cechą wszystkich 10 opisanych obiektów i szczęśliwie zupełnie nie dotyczy stylu ani formy książki. Wręcz przeciwnie! Ten nowoczesny, skrzący się od pomysłów narracyjnych przewodnik podbił moje serce. Choć do izby regionalnej można mnie zaciągnąć jedynie używając brutalnej siły, a hasło "mała ojczyzna" rozwiera mi szczęki w mimowolnym ziewnięciu, książeczkę o dworach, zagrodach, foluszach i budynkach sakralnych różnych wyznań przeczytałam na jedno posiedzenie. Jak autorka dokonała tej sztuki?

środa, 7 sierpnia 2013

Marchewą nie będziesz

Obserwuję, że na moich ulubionych blogach książkowych letnia cisza i spokój. Ot, czasem wpadnie jakaś leniwa notka. U mnie też nie ma ruchu w interesie, ale ja mam przynajmniej bardzo konkretne i w pełni usprawiedliwiające wytłumaczenie. Nie upał, nie wyjazd, nie absorbujące potomstwo. Ja mam grę!

Podejrzewam, że skoro zapuszczasz się na blogi książkowe, Terrego Pratchetta znasz. Jeśli znasz i lubisz (jak tu nie lubić), to w pełni zrozumiesz jaką daje frajdę planszówka, w której możesz się wcielić m.in. w komendanta Vimesa lub lorda Vetinariego. Uprzedzam pytanie: nie, Marchewą nie można być.

Gra jest dopieszczona graficznie i logicznie. Instrukcja długa, ale jak się zacznie grać, to, o dziwo, idzie gładko. No i ta radość z odkrywania podczas gry cudnych Pratchettowskich typków i miejsc. Ja się rozgrzeszam z blogowego przestoju.

Grę mam, a jakże, z mojej ulubionej biblioteki.

środa, 31 lipca 2013

Dowózka - najlepsza z możliwych

Czyli przyszły książki wygrane w BiblioNETce za recenzję Urbanatora! Mogłam wydać określoną pulę pieniędzy na dowolne tytuły. O! słodka udręko wyboru!

Wczoraj paczuszka dotarła. Rzuciłam się, dorwałam, rozerwałam i odkryłam, że wybierałam według klucza drobiarskiego.






Spodziewam się po sobie, że te sztuki opiszę szybko. W końcu leżą na szczycie hałdy.

czwartek, 25 lipca 2013

Kari Herbert "Żony polarników: Siedem niezwykłych historii" - jedyny pożytek z wielorybników

Najpierw uwagi techniczne. Obiecuje się nam siedem historii, ale jedyną zasługą Eleonor Franklin jest zejście na zapalenie płuc w młodym wieku i tym samym zrobienia miejsca u boku odkrywcy Johna Franklina dla przebojowej Jane. Śledzimy więc losy sześciu par.

Śledzimy z niejakim trudem, bo autorka straszliwie poszatkowała te historie. Nieustanne skoki czasowe między Franklinami, żyjącymi na przełomie XVIII i XIX w., a 100-150 lat późniejszymi historiami pozostałych rodzin wprowadziły w mojej głowie kompletny mętlik. Ratowałam się dołączonym do książki kalendarium, ale dla was mam lepszy sposób, na który wpadłam niestety dopiero w połowie lektury. Proponuję - niczym w Cortazarowskiej Grze w klasy - alternatywne czytanie Żon polarników: śledzenie losów każdej pary z osobna, poprzez przeskakiwanie do dalszych rozdziałów na ich temat.

wtorek, 16 lipca 2013

Sławomir Koper "Polskie piekiełko" - Honor tanio sprzedam

Kto jest na okładce książki? Dlaczego dobrano właśnie to zdjęcie? Dlaczego go nie opisano?

Kto choć troszkę interesuje się tamtym okresem lub miał na tyle dobrego nauczyciela historii, że nie przysypiał na lekcjach, od razu pozna, że łysinami świecą gen. Władysław Anders i Jan Nowak-Jeziorański. Obstawiłam więc, że między panami siedzi "Greta", czyli Jadwiga Nowak-Jeziorańska. Mając te 3 nazwiska, już łatwo wyszperałam w Narodowym Archiwum Cyfrowym, że zdjęcie prezentuje wizytę gen. Andersa w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Ale zaraz, zaraz... przecież to już lata powojenne, Rozgłośnia Polska działała od 1952 r., a książka opisuje lata II wojny światowej.

Okej, więc to mała ściema, opisanie zdjęcia zwróciłoby uwagę na rozbieżność dat. Brzydko, ale widać autorowi lub projektantce okładki zdjęcie (z promienną generałową na pierwszym planie) bardzo się spodobało. Na tyle, że na wstępie zaryzykowali zaufanie czytelników.

niedziela, 7 lipca 2013

Brian K. Vaughan & Niko Henrichon "Lwy z Bagdadu" - świat jest z porcelany

Jeśli jakaś kwestia etyczna mnie zdecydowanie przerasta, sprawdzam, co o tym zagadnieniu sądzą (sądził) prof. Bartoszewski, Jacek Kuroń lub Peter Singer i tego się trzymam, przynajmniej póki czegoś nie wymyślę sama (ale trudno się spodziewać, by było to coś mądrzejszego). Czytając Lwy z Bagdadu, przypomniałam sobie spór, jaki w 2003 roku na łamach Gazety Wyborczej toczyli Adam Michnik i Jacek Kuroń.

sobota, 6 lipca 2013

Hałda - zgrzeszyłam z dwoma

Jak każda szanująca się blogerka książkowa mam ten typowy problem, że rośnie mi tak zwany stos. Poza tym "w ruinie są finanse" - też raczej typowo. W związku z tym już dość dawno opuściłam szlaban na kupowanie.

No i dziś zgrzeszyłam, ale oni są tego warci. Andrzeja Dobosza przedstawiać nie muszę, a jeśli ktoś się jednak ostał w barbarzyńskiej niewiedzy, niech sobie dyskretnie śledzi tego bloga. Generała w bibliotece czytało się rozkosznie (spójrzcie na oceny), przy Pustelniku liczę, jeśli nie na spazmy, to chociaż powtórkę bardzo dobrych wrażeń.

Mieczysław Abramowicz to już bardziej tajemnicza postać. Według Biblionetki oprócz zakupionego dziś zbioru opowiadań wydał poradnik o uprawie kaktusów (a może to pomyłka, zbieżność nazwisk?), a tak w ogóle jest historykiem teatru (nudy...). I tu nagle z pana od kaktusów i starych przedstawień wyłoniła się taka książka! Każdy przyniósł, co miał najlepszego była nominowana do Nike i Nagrody Literackiej Gdynia. Dla mnie była lekturą wstrząsającą i wspaniałą. Kupiłam ją głównie po to, by pożyczać znajomym, ale chcę ją jeszcze raz przeczytać, a może nawet odważę się opisać.


Każdy przyniósł, co miał najlepszego / Mieczysław Abramowicz ; słowo/obraz terytoria, 2006, wyd. 2.

czwartek, 4 lipca 2013

Małgorzata Szubert "Leksykon rzeczy minionych i przemijających" - użyteczny lub kibelkowy

To fajny pomysł, przegrzebać stare (głównie XIX-wieczne i z 1. połowy XX wieku) pamiętniki i opracowania tyczące tamtych czasów, wyłuskać w nich przedmioty, które wyszły z użycia, i przypomnieć je dzisiejszym czytelnikom. Czyta się to trochę jak Słownik mitów... Władysława Kopalińskiego, niestety bez tej ekscytacji i poczucia odkrywania zupełnie nowych tropów kultury. Bo to jednak zestaw przedmiotów codziennych. Czasem trafia się chwytliwa anegdotka czy zdumiewająca informacja. Przykładowo w haśle Futra zapomniane autorka podaje, że niegdyś modne były futra z małp (nie było napisane i nie chcę widzieć z których) czy źrebiąt (nie do uwierzenia! w tej prokońskiej ułańskiej Polsce). Jednak gros notek nie przynosi żadnych rewelacji.

Ja bym wywaliła te hasła, które nic ciekawego nie wnoszą (np. dziurkacz konduktorski, froterkę ręczną do parkietów i tak z połowę haseł dotyczących szczegółów i szczególiczków garderoby). Trochę by książka straciła na swojej leksykonowatości, ale byłaby lepsza do czytania. A nieobecne w niej hasło zawsze mogłabym sobie sprawdzić w Kopalińskim.

A na ilustratorkę najęłabym

środa, 3 lipca 2013

Hałda - dowózka biblioteczna


Wyprawa do mojej ulubionej biblioteki udała się wybornie. Po lewej książki na bloga (aż 3 komiksy - w końcu mamy lato) i Terry Pratchett dla rozkoszy. Umysły zwierząt rzecz jasna zgarnęłam bez zbędnych deliberacji. Do tego nie mają recenzji na Biblionetce - większy sens pisania. Nie wiem, czego się spodziewać po Żonach polarników poza tym, że wydają się idealnie pasować na mojego bloga. Wit Szostak intrygował mnie od dawna: te oceny, ten pseudonim, ta okładka! Kornel Filipowicz i luksus, ale połączenie. Tak, będę mieć dylemat od czego zacząć.
A po prawej książki dla dzieci (sorki, kicia lekko wlazła w kadr). Może znajdą się na blogu, może nie, ale wchłonę.

piątek, 28 czerwca 2013

Piotr Kuryło "Ostatni maraton" - małe przemeblowanie

Przyczepiłem do pasa linkę z wózkiem i tak rozpocząłem mój bieg (str. 13) - w ten sposób ultramaratończyk Piotr Kuryło relacjonuje początek swojej samotnej wyprawy, podczas której pod hasłem "Bieg dla pokoju" w rok przemierzył kulę ziemską, by zwrócić uwagę na zło toczących się na świecie wojen. Relacja jest tak prosta i szczera, jak to tylko możliwe, bo taki właśnie jest jej autor, pobożny chłop z Mazur.

I tak po prostu biegnie przez świat, jak terminator. Od świtu do zmroku, a czasem i dłużej. Średnio przebiega ok. 70 km dziennie. Bez przerw na posiłki (je w biegu, o ile ma gdzie lub za co kupić jedzenie), bez względu na pogodę, z rozmaitymi kontuzjami. Niebezpiecznym pustkowiem Syberii i równie niebezpiecznymi autostradami.

I tak po prostu biegnie przez świat, jak gapa.

piątek, 21 czerwca 2013

Mark Rowlands "Filozof i wilk" - przemoc i seks

Jeśli podobała ci się Biegnąca z wilkami - Filozof i wilk prawdopodobnie jest dla ciebie. Jeśli dodatkowo masz sentyment do książki Marley i ja (hit wydawniczy sprzed kilku lat, właściwie każdy dostał Marleya pod choinkę na Boże Narodzenie 2006), to zdecydowanym gestem sięgnij po opowieść o wilku Breninie. Bo Filozof jest formą pośrednią między zbiorem mitów i refleksji a opisem nieustannej awantury, w jaką przemienia się życie właściciela psa / wilka (już wiadomo, że to jeden pies) obdarzonego wybujałym temperamentem.

środa, 12 czerwca 2013

Adam Leszczyński "Dziękujemy za palenie" - gra o sumie ujemnej

Czy narzekałaś już dziś na życie w Polsce? Czy masz zły humor przez to, że na zmianę siąpi albo leje? Zdenerwowały cię dziury w jezdni? Długo czekałeś w kolejce do lekarza? No pewnie, to wkurza. Mnie też. Ale po przeczytaniu Dziękujemy za palenie będę patrzeć na Polskę głównie jako na kraj, w którym z kranu leci woda (i to czysta),  dzieci są zaszczepione, a nasza bieda jest dużo bardziej syta niż ta afrykańska. Nawet nasze komary milsze, bo nie roznoszą malarii.

10 reportaży o Afryce. Nie jest tajemniczo i egzotycznie. Denys Finch Hatton się nie pojawia. Za to każdy rozdział zgłębia jakiś problem afrykańskiej codzienności. Każdy zaskakuje i boli. Wyzysk, głód, przemoc, AIDS są w podtytule. Listę spraw poruszonych w książce można niestety bardzo długo ciągnąć: susza, malaria, brak opieki medycznej, slumsy, brak pracy, gwałty, korupcja, oskarżenia o czary, homofobia, nieprzynoszące efektu programy pomocowe... Nawet słonie mogą być problemem, gdy tratują twoje małe poletko lub, co gorsza, członka rodziny.

niedziela, 2 czerwca 2013

Słowa na niedzielę - cz. 5

Angielska okładka bez Josha Kirby. 

Dziś SNN są cytatami ze świeżo przeczytanych książek pozablogowych. Tematyka w sam do rozważania w tzw. dniu świętym.

"- Wydaje się prawie porządny, jak na boga." - mówi komendant Vimes, lewicowy bohater ze Świata Dysku Terrego Pratchetta. (Na glinianych nogach, Warszawa, str. 98)

"- Czasy są dobre, kiedy bogów spotyka się rzadko i tylko tam, gdzie powinni być." - to z Pana Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza (Lublin, 2005, str. 165).

PS. - W całym fenomenie pt. Świat Dysku nie cenię jedynie tych charakterystycznych, przeładowanych okładek.

wtorek, 28 maja 2013

Merrill R. Chapman "Najsłynniejsze katastrofy marketingu HI-TECH"

Marketing i nowe technologie dla mnie mieszanka kompletnie niestrawna. Autor pisze technomową (tryb 80-znakowy, szybkość 4,7 MHz, PS/2 i wersja dBASE IV 1.5) przeplataną slangiem marketingowym (nawet mi się nie chce cytować). Jest przy tym nudziarsko szczegółowy. Widać, że bardzo ekscytuje go różnica między 2.1.1 a 2.1.2.

Nie tylko nie byłam w stanie tego spamiętać, nawet bieżące śledzenie akcji wymagało od mnie napięcia muskułów woli. I to pomimo pysznego poczucia humoru Chapmana. Mylili mi się bohaterowie, te wszystkie nieistniejące już firmy i odłożone do lamusa produkty.

Trzy rzeczy jednak odcisnęły się w mojej (najwyraźniej stworzonej do wyższych rzeczy, w każdym razie rzeczy położynych gdzieś z boku) główce.

sobota, 18 maja 2013

Michał Ogórek "Najlepszy ogórek czyli kalendarz na każdy rok"

Ten przyjemnie wydany (twarda oprawa, dobry papier, płócienny grzbiet) albumik zawiera teksty Michała Ogórka, które wcześniej ukazały się w prasie i książkach. Autor przetasował je tak, by tematycznie pasowały do kolejnych dat, czy to ze względu na święto (np. Dzień Policjanta), czy też przypadającą na ten dzień rocznicę wiekopomnego wydarzenia (np. premiera filmu E.T.).

Okropnie jest to śmieszne, a najzabawniej wychodzi, gdy się czyta z kimś na głos. W miarę czytania jednak robi się jakoś smutniej, bo, kurczę, z czego się śmiejemy?

wtorek, 14 maja 2013

Andrzej Makowiecki "Ja, Urbanator" - energico, furioso, tutta la forza

Autobiografie grupuję sobie według wybitności (lub braku) i skromności (lub braku) autorów. Mamy więc osobę wybitną, która w swojej biografii jest szczerze i fantastycznie skromna. Taka, wiecie, i tak po owocach mnie poznacie (np. Stefania Grodzieńska, wyśmienicie sympatyczna do czytania). Jest też sporo papieru zmarnowanego na postaci "wręcz przeciwne", czyli nieboraków o strasznie nadmuchanej samoocenie (przychodzi mi do głowy Manuela Gretkowska, ale czytałam tylko Polkę i nawet liczę, że ktoś pisarkę weźmie w obronę). Jest też osobna grupka książek, gdzie autor przedstawia siebie jako osobę tak skromniutką i w porząsiu, że zupełnie przestaję go lubić (miałam tak z wywiadem rzeką z Janem Krzysztofem Kelusem).

czwartek, 9 maja 2013

"A gdyby Chopin żył w naszych czasach?" - zdaje się, że rozdawali za darmo. Nie dziwię się.

Blog sobie ostatnio leży odłogiem, ale wiecie wiosna, więc nadszedł sezon intensywnych prac polowych. Uwielbiam ryć w ogródku. Dlatego będzie to tylko krótka notka, świadcząca głównie o tym, że żyję. Jednak bez książek długo nie pociągnę, więc wkrótce należy się spodziewać wzmożonego ruchu na blogu.

Ten Chopin to zbiór trójklatkowych komiksów na tytułowy temat, pokłosie konkursu ogłoszonego przez Europejską Fundację Kultury Miejskiej. Jeśli nie jesteście: a) fanatycznymi miłośnikami polskich komiksów, b) zbieraczami publikacji na temat Chopina (są pewnie tacy, nie?) c) babciami autorów, spokojnie możecie zapomnieć o istnieniu tego zjawiska.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozczarowanie i oczarowanie – choć i tu, i tu ojca brak

Łyknęłam Ruiny Gorlanu (tom 1 Zwiadowców), bo mam słabość jeszcze od czasów Thorgala do facetów z mocno napiętym łukiem. Poza tym czasem lubię sięgnąć po coś bardzo popularnego, by wiedzieć, o co ten szum. Więc sorki, ta pozycja oczywiście nietuzinkową nie jest.

Przeczytałam i nadal nie znam źródeł popularności cyklu, a w każdym razie książki rozpoczynającej serię. Jest stereotypowo do bólu. Dowiedźmy tego prędziutko: sierotka podrzucona pod drzwi zamkowego sierocińca, nieznani rodzice (wiadomo tylko, że ojciec bohater), niezwykłe zdolności i inteligencja, trudna przyjaźń i w finale wielki triumf. Nosz, kurza dupa, po pierwszym rozdziale mogłam przewidzieć zakończenie. A styl jest żaden.

Mąż pocieszał, że tak widocznie się pisze dla dzieci.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Vitus B. Dröscher "Krokodyl na śniadanie : Zadziwiające opowiadania o zachowaniu zwierząt" – ośmiornica ośmiornicy wilkiem

Opowiadania miały być zadziwiające i są. Garść przykładów:
  • niedźwiedzie polarne samotnie wędrują przez mroźne pustkowia setki kilometrów i tak całe życie z małymi i rzadkimi przerwami na kopulację,
  • ważąca 200 kg anakonda jest w stanie zeżreć 2-metrowego kajmana,
  • kaszalot potrafi zanurkować na głębokość poniżej 1000 metrów, bo robi supersprytną sztuczkę z ciśnieniem krwi,
  • samica wargacza czyściciela, mała rybka z raf koralowych, w pewnych okolicznościach (przyrody oczywiście) w ciągu kilku godzin zmienia się w samca,
  • a mamusia ośmiornica umiera wkrótce po wylęgnięciu się jej dzieci, bo inaczej by je zjadła kanibalizm jest tu silniejszy niż zwyczajowy w świecie zwierząt nepotyzm.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Aż trzy pozytywy

Jak zamówiona na Dzień Ziemi, dotarła dziś przesyłka niespodzianka z książką Pamiętnik grzecznego psa. Pasuje do dzisiejszych obchodów (o ile można tak nazwać uganianie się po krzakach z workiem na śmieci), bo raz - opisuje relacje psa i człowieka, a dwa - autorzy, Katarzyna Terechowicz i Wojciech Cesarz, deklarują się jako pasjonatka i zwolennik ekologii. Czytając z maluchami, będziemy więc wypatrywać zielonych wątków. A może przeglądzik ekoterrorystycznych książek dla dzieci z tego wyjdzie? Albo psich? Też fajnie.

Pamiętnik przybył w towarzystwie Niedoparków - zdobywców czeskiego tytułu Książki Dziesięciolecia dla Dzieci i Młodzieży. Nie dość, że ilustracje cudne, to książkę już dawno polecała mi przyjaciółka. Czytać, czytać, czytać!

Ostatnią z paczki wygrzebałam książkę o długaśnym tytule Mamo, tato, co ty na to? I nauka i draka, czyli jak zadbać o zdrowie przedszkolaka i uczniaka. (Powinno być co WY na to, ale darowanemu...) W środku wesoło, ruchliwie, ekologicznie, sportowo i jest też rozdział o relacjach dzieci (ludzkich) i zwierząt (innych niż ludzie).

Dzieje się u nich, warto zaglądać
Ten zachwycający mnie zestaw okazał się nagrodą w konkursie Nasza zimowa książka fundacji ABCXXI, promującej czytanie dzieciom. Zupełnie zapomniałam, że napisałam tekst na ten zimowy konkurs, więc ucieszyłam się jak dziecko. Serdecznie dziękuję!

PS - Nie mogłam oderwać córeczki (czteroipółletniej) od Pamiętnika grzecznego psa. Dobiłyśmy do 50. strony!

sobota, 20 kwietnia 2013

Takie horrory do niebania i jeden do bani

Miniprzegląd horrorów dla dzieci miałam zacząć od - widocznej po państwa lewej stronie - propozycji wydawnictwa Zakamarki. Miały być skany i cytaty. Miały, ale diabli książkę wzięli. A konkretniej dzieciory gdzieś zawlokły i nigdzie jej nie widać. W piaskownicy zakopały? Zeżarły?

Uwierzcie więc na słowo, że akcja książki O duchu, który się bał rozgrywa się w domu od strychu po piwnice zamieszkałym przez upiorne stworzenia wszelkiej maści, plus ludzka rodzina. Taka typowa dla szwedzkiej literatury dziecięcej, czyli jeden rodzic z dzieckiem. Tu mała dziewczynka śpi sobie spokojnie, a pod łóżkiem upiór, a w szafie kościotrup itd.

I po co tak dzieci straszyć? To już nie wystarczy wilk pożerający Kapturka lub krwawa łaźnia żon Sinobrodego?