Zdarzają się takie weekendowe ranki, kiedy tamagotchi dają nam pospać prawie do 9, potem jest czytanie w łóżku połączone z sączeniem kremowej kawy... (Na marginesie: córeczka chłonie teraz
Tuczarnię motyli, świetną powieść dla dzieci, kontynuację
Czarownicy piętro niżej – to jest tak dobre, że z przyjemnością rozkleiłabym powieki i o 7, by poznać dalsze przygody Mai.) To są właśnie rozkosze, których nijak zaznać nie mogła Betty MacDonald prowadząc farmę na skraju dziewiczej amerykańskiej puszczy.
Gdyby nie wybitne poczucie humoru autorki,
Jajko i ja byłoby doprawdy przykrą lekturą. To w gruncie rzeczy opis pułapki, w jaką wpadła młodziutka Betty, wychodząc za człowieka o imieniu Bob. Z perspektywy czasu pisarka uważa, że mąż kupujący tuż po ślubie kurzą farmę na odludziu równie dobrze mógłby poinformować ukochaną, że zamieszka z nimi jego dobra przyjaciółka, była prostytutka. Wpływ na małżeństwo jest równie destrukcyjny.