Bardzo lubię wydawnictwo Czarna Owca. Może nie są tytanami okładek i ktoś tam zanadto lubi rymować w tytułach, ale jest to prawdopodobnie najodważniejsza oficyna w naszym kraju. Dość wspomnieć recenzowane na tym blogu książki Puszczalscy z zasadami, Boga przecież nie ma, Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią.
Tym razem bez obyczajowych kontrowersji, za to temat, który wielu spędza sen z powiek: niepowodzenia szkolne naszych dzieci. Dotychczas nie należałam do zatroskanych rodziców, ale po lekturze zaczynam się martwić, że moje dziecko radzi sobie w szkole... zbyt dobrze! Autorka, była nauczycielka, tak zgrabnie prowadzi argumentację, że w połowie książki złapałam się na myśli, czy aby nie wyhodowałam na własnej piersi oportunistki bez ikry?
Serio, gdybym miała w domu marnego ucznia, napisałabym do pani Brosche list dziękczynny. Bo książka utwierdza nas w przeczuciu, że z sukcesem szkolnym jest mniej więcej tak, jak z dobrymi wynikami w testach na inteligencje. Wysoki wynik w teście świadczy w pierwszej kolejności o tym, że jesteś dobry w rozwiązywaniu testów. I tak samo świadectwo z paskiem sobie, a życie sobie. Według badań dobre oceny mają się nijak do osiągnięć w dorosłym życiu. Brosche zwraca też uwagę, że niektóre cechy, które utrudniają poddanie się rygorowi szkolnemu, np. indywidualizm, krytyczne myślenie, samodzielność, są przecież w życiu przydatne i cenione.
Generalnie tradycyjna szkoła to tortura, nasze mózgi nie lubią zakuwać. Te maszynki są wszak przystosowane do rozwiązywania problemów. Kurczę, aż sprawdziłam, że szkoła waldorfska nie tak daleko od nas... I cholera, tam oczywiście może być obiad wegetariański, a w publicznej szkole – szkoda gadać...
Moja ocena: 4,5/6
BiblioNETka: 4,5/6
Przyszłość świetlana szkolnego tumana. Poradnik dla zatroskanych rodziców / Heidemarie Brosche, tłum. Barbara Niedźwiecka, Czarna Owca, 2014.
środa, 27 lipca 2016
niedziela, 24 lipca 2016
Czytnik inkBook Obsidian vs Kindle Classic
Kilka miesięcy temu spędziłam interesujący tydzień na oddziale poporodowym, dzieląc pokój z panią J. J., szybko przeszłyśmy na ty, okazała się przemiłą osobą, ale synka, niebożę, nazwała Alan. By nie musieć ściemniać, co sądzę o tym pysznym wyborze, zadałam uprzejme pytanie, czy pisze się przez jedno, czy przez dwa "L". „Przez jedno. Nie lubię wydziwionych imion."
czwartek, 21 lipca 2016
Legimi, czyli (niemal) pełne książkowe nasycenie
czwartek, 14 lipca 2016
Pere Romanillos „Wielkie błędy człowieka" i wydawnictwa PWN
Trzymam w ręce pozycję nieprawdopodobną. Aż zajrzałam na koniec, czy nie ma tam napisu od redakcji „No dobra, robimy sobie jaja! Z fantazją wydaliśmy książkę o błędach, która zawiera mnóstwo błędów, ha, ha!". Ale nie, nic takiego tam nie ma. W takim razie PWN to coś popełnił w pijanym widzie.
Konkretnie była to chyba damska bibka, bo do dzieła niechlujnie przyłożyły ręce wydawczyni, tłumaczka, redaktorka, korektorka i producentka [sic!]. Ten doborowy zespół koncertowo spieprzył rzecz wydawałoby się prościutką. Ta książka jest wszak krótkotekstowym, za to wieloobrazkowym przeglądem mniej lub bardziej tragicznych w skutkach wtop znanych z historii. Od Hannibala przekraczającego Alpy (40 tys. ofiar) poprzez katastrofę Challengera (siedem ofiar), po rezygnację z promocji M&M'sów w filmie E.T. (liczba ofiar nieznana).
Już śpieszę z przykładami błędów (zastrzegając, że zdzierżyłam do jakiejś 150 strony i możliwe, że dalej jest jeszcze śmieszniej):
Moja ocena: 1/6
BiblioNETka: 2,5/6
Wielkie błędy człowieka / Pere Romanillos, tł. współwinna Agata Duran, Wydawnictwo Naukowe (aha!) PWN, 2011.
Konkretnie była to chyba damska bibka, bo do dzieła niechlujnie przyłożyły ręce wydawczyni, tłumaczka, redaktorka, korektorka i producentka [sic!]. Ten doborowy zespół koncertowo spieprzył rzecz wydawałoby się prościutką. Ta książka jest wszak krótkotekstowym, za to wieloobrazkowym przeglądem mniej lub bardziej tragicznych w skutkach wtop znanych z historii. Od Hannibala przekraczającego Alpy (40 tys. ofiar) poprzez katastrofę Challengera (siedem ofiar), po rezygnację z promocji M&M'sów w filmie E.T. (liczba ofiar nieznana).
Już śpieszę z przykładami błędów (zastrzegając, że zdzierżyłam do jakiejś 150 strony i możliwe, że dalej jest jeszcze śmieszniej):
- Pod przywództwem Agamemnona 15 tys. wojowników na pokładzie 3000 okrętów..." - wypada po pięciu ludzi na jeden statek.
- Pierwsza wojna punicka (264-241 p.n.e.) zakończyła się szybkim zwycięstwem Rzymian... - dwadzieścia trzy lata, po prostu wojna błyskawiczna.
- Hitler był totalitarystą, ha!
- Ziemia czy Słońce? Co znajduje się w centrum wszechświata? Wydaje się, że dopowiedź jest prosta... - bez komentarza.
- Fresk z kościoła w Anagni jest opisany jako... mural!
- Panie też nijak nie mogą zapanować nad datami. Mnóstwo jest błędów typu Pod koniec XIX w. Benjamin Rush (1745-1813)...
Moja ocena: 1/6
BiblioNETka: 2,5/6
Wielkie błędy człowieka / Pere Romanillos, tł. współwinna Agata Duran, Wydawnictwo Naukowe (aha!) PWN, 2011.
niedziela, 10 lipca 2016
Monika Żeromska „Wspomnień ciąg dalszy"
Monika Żeromska – malarka znana jako pisarka, trochę snobka (przez lekarza bez profesorskiego tytułu
badana była chyba tylko w czasie powstania warszawskiego), trochę
wariatka, paniusia, która lubiła zakasać
rękawy i czerpać z życia pełnymi
garściami, w drugim tomie wspomnień (w sumie wydała pięć książek autobiograficznych) wspomina młodość, która przypadła na lata okupacji i stalinizmu. Zawsze w wirze wydarzeń, zawsze w ruchu. Dostawała wszystko, na co miała ochotę, i wchodziła wszędzie, gdzie chciała, bo nazwisko
Żeromska otwierało wszystkie drzwi i większość serc. A to dlatego, że – jak wspomina Joanna
Olczak-Ronikier w książce Wtedy – jej papa, Stefan Żeromski, był przez długie lata najbardziej kochanym przez Polaków pisarzem.
Monika nie odżegnywała się od słynnego ojca. Wręcz przeciwnie – chętnie przecinała wstęgi i przyjmowała od władz mieszkania. Ale też ilustrowała książki Żeromskiego i mnóstwo energii poświęciła na ratowanie jego literackiej spuścizny w czasie wojny. Jednym z najciekawszych wątków książki jest zabezpieczanie, ukrywanie, a następnie – tylko po części udane – odszukanie i rekonstruowanie jego rękopisów. Na ogół kompletnie nie uświadamiamy sobie, jak wiele polskich dóbr kultury ocalało podczas II wojny światowej tylko dzięki olbrzymiej determinacji chroniących je ludzi. A i ta determinacja bez odrobiny szczęścia by nie wystarczyła. Więc gdy dziś za bezcen możemy sobie kupić tomy korespondencji Żeromskiego ze Skłodowską-Curie i Sienkiewiczem, pamiętajmy o Monice i św. Antonim, którzy nie szczędzili trudu.
Podstawowe pytanie jednak brzmi, czy Żeromska umiała pisać? Ba, i to jak umiała! Prawdopodobnie lepiej niż szanowny ojciec. Przykładowo od opisu powstania warszawskiego nie sposób się oderwać! (Choć to może nienajlepszy przykład, bo powstanie to literacki samograj. No, ktoś sobie przypomina kiepski literacko opis powstania?) Jej pisarstwo wydaje się idealnym odbiciem charakteru Żeromskiej – jest tam i entuzjastyczne zaangażowanie, i dystans, i pogoda ducha. A jeśli chodzi o niecodzienne informacje i wydarzenia, to jest to jedna z tych książek, przy których co kilka stron wykrzykujesz "O, kurczę!", czy jak tam lubisz zwerbalizować zaskoczenie, radochę lub niedowierzanie.
Moja ocena: 5/6
BiblioNETka: 4,65/6
Wspomnień ciąg dalszy / Monika Żeromska, wyd. Czytelnik, 2007.
PS. – Bardzo lubię takie żywiołowe postaci jak Żeromska (na tej samej zasadzie odczuwam nieco irracjonalną sympatię dla Dody, serio). Ale w Czytelniku to jej chyba nie lubią – strasznie licho ją wydali, z badziewną okładką. Tak ładnie podany kawał historii polskiej inteligencji zasługuje na coś lepszego. Kupiłabym.
Monika nie odżegnywała się od słynnego ojca. Wręcz przeciwnie – chętnie przecinała wstęgi i przyjmowała od władz mieszkania. Ale też ilustrowała książki Żeromskiego i mnóstwo energii poświęciła na ratowanie jego literackiej spuścizny w czasie wojny. Jednym z najciekawszych wątków książki jest zabezpieczanie, ukrywanie, a następnie – tylko po części udane – odszukanie i rekonstruowanie jego rękopisów. Na ogół kompletnie nie uświadamiamy sobie, jak wiele polskich dóbr kultury ocalało podczas II wojny światowej tylko dzięki olbrzymiej determinacji chroniących je ludzi. A i ta determinacja bez odrobiny szczęścia by nie wystarczyła. Więc gdy dziś za bezcen możemy sobie kupić tomy korespondencji Żeromskiego ze Skłodowską-Curie i Sienkiewiczem, pamiętajmy o Monice i św. Antonim, którzy nie szczędzili trudu.
Podstawowe pytanie jednak brzmi, czy Żeromska umiała pisać? Ba, i to jak umiała! Prawdopodobnie lepiej niż szanowny ojciec. Przykładowo od opisu powstania warszawskiego nie sposób się oderwać! (Choć to może nienajlepszy przykład, bo powstanie to literacki samograj. No, ktoś sobie przypomina kiepski literacko opis powstania?) Jej pisarstwo wydaje się idealnym odbiciem charakteru Żeromskiej – jest tam i entuzjastyczne zaangażowanie, i dystans, i pogoda ducha. A jeśli chodzi o niecodzienne informacje i wydarzenia, to jest to jedna z tych książek, przy których co kilka stron wykrzykujesz "O, kurczę!", czy jak tam lubisz zwerbalizować zaskoczenie, radochę lub niedowierzanie.
Moja ocena: 5/6
BiblioNETka: 4,65/6
Wspomnień ciąg dalszy / Monika Żeromska, wyd. Czytelnik, 2007.
PS. – Bardzo lubię takie żywiołowe postaci jak Żeromska (na tej samej zasadzie odczuwam nieco irracjonalną sympatię dla Dody, serio). Ale w Czytelniku to jej chyba nie lubią – strasznie licho ją wydali, z badziewną okładką. Tak ładnie podany kawał historii polskiej inteligencji zasługuje na coś lepszego. Kupiłabym.
wtorek, 5 lipca 2016
Sara Shilo „Krasnoludki nie przyjdą" – czyżby najlepsza seria beletrystyczna?
Monika Żeromska we wspomnieniach z lat 1939-1956 pisze, że wojna otaczała ludzi zewsząd, wdzierała się wszędzie. Po zaledwie kilku miesiącach okupacji czuło się, jakby przykrywała człowieka niby żelazna, ciężka, dusząca pokrywa.
Bohaterowie Krasnoludków nie znają innego stanu – tylko wojnę. Żyją na przygranicznych terytoriach Izraela. Wojną są przesyceni, całkowicie przeżarci. Podporządkowali ostrzałom rakietowym całe życie, barykadują na noc domy i śnią w nich o terrorystach.
Bohaterowie Krasnoludków nie znają innego stanu – tylko wojnę. Żyją na przygranicznych terytoriach Izraela. Wojną są przesyceni, całkowicie przeżarci. Podporządkowali ostrzałom rakietowym całe życie, barykadują na noc domy i śnią w nich o terrorystach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)