sobota, 26 lipca 2014

David Mitchell "Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta", czyli go! go! Jacob

Sztuczna wysepka u brzegów Nagasaki, pełniąca funkcję cudzoziemskiej faktorii handlowej. Rok 1800. Młody rudzielec i stary lekarz stoją choć wcale by nie musieli na dachu wieży ostrzeliwanej z armat pokładowych angielskiej fregaty Helios. Stary stoi, bo stoi młody, młody stoi, bo nad nim powiewa holenderska flaga. Ten trójkolorowy obrusik nie zginąłby za ciebie przekonuje doktor, ale już nie mogą się wycofać. Takie sceny są dla mnie sercem i sensem literatury.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Jorge Bucay "Pozwól, że ci opowiem...", czyli jak żyć, panie psychoterapeuto

Próbowałam przeczytać książkę Irvina D. Yaloma "Z każdym dniem trochę bliżej". Obiecywałam sobie po niej to i owo. Raz, że autor to bardzo znany amerykański psychiatra i terapeuta, wielki autorytet. Dwa, że pomysł na książkę miał zupełnie unikatowy. Otóż wspólnie ze swoją klientką, początkującą pisarką, postanowili przedstawić przebieg jej kilkuletniej psychoterapii. Każde z nich niezależnie opisało proces terapeutyczny. Potencjał jest.

Niestety, poddałam się przy którejś nastej stronie, bo tłumaczenie okazało się na tyle kiepskie, że jego autorkę może usprawiedliwiać jedynie nagły poród. W Google Translate to każdy umie wrzucić, serio.

czwartek, 3 lipca 2014

Jak tu nie kochać, czyli dowózka biblioteczna

Tym razem poszłam głównie w dzieci
Co i rusz czytam wpisy ludzi psioczących na biblioteki publiczne. Wiem, że to nie jest zwykłe polskie ględzenie. Jakiejś ważnej lub po prostu fajowiej książki nie ma i nie będzie, na inną czeka się miesiącami, a bibliotekarka jest mściwą i niekompetentną babą. Wiem, wierzę, współczuję i tym bardziej się zachwycam moją ulubioną placówką.

Bukoliczne to miejsce jest małe i wsiowe, ale pełne cudeniek i pierwszego sortu rarytasów. Ostatnio wpadłam na moment i z szaleństwem w oku zgarnęłam, co było akurat wystawione. Plon tych pośpiesznych żniw widać na zdjęciu:
Zresztą sami zerknijcie do ich katalogu czego tam nie ma! Jeśli jeszcze dodam, że pracownice w tej biblioteczce są miłe i kompetentne co jak rozumiem mocno rozmija się z krajową średnią to pewnie pomyślicie, że jednak fantazjuję. A mam ochotę iść jeszcze dalej. Otóż przypuszczam, że takich superbibliotek jest trochę w Polsce. Te w dużych miastach są wydrenowane z nowości i odstraszają długaśnym czekaniem na chodliwy tytuł. Ale na prowincji może się przed nami niejeden sezam otworzyć.

Ta moja ukochana mieści się w Wielkiej Wsi pod Krakowem. Byłam też kiedyś w świetnie zaopatrzonej książnicy brzeskiej. Czasem naprawdę warto pojechać trochę dalej, żeby wrócić z pełnym plecakiem. Przy okazji wakacyjnych wypraw można sprawę zbadać. A może wy też macie takie skarbczyki na boku?