Od kilku miesięcy wykańcza mnie nowy projekt pt. człowiek. Choć jeszcze mały, to już nadspodziewanie wymagający, stąd posucha blogowa. I tak dobrze, że czytać mi daje, minidyktator.
W poszukiwaniu przeciwwagi dla wyczerpującego i jakże babskiego inkubowania czytam sobie a to Ojca chrzestnego, a to Recydywistę Vonneguta, tudzież Zbrodniarza i dziewczynę Witkowskiego (bozieńko, ta Michaśka, sam urok i wdzięk na dokładkę – love!).
Koniec końców musiał mnie znęcić Tony Halik, specjalista od przygód tradycyjnie postrzeganych jako wielce męskie: strzelania, umierania na malarię lub z pragnienia, uczestniczenia w wojnach plemiennych, wiosłowania cieknącą dłubanką wśród piranii, płaszczek, boa i innych krokodyli.