Dość często spotykam kobiety – wykształcone, odnoszące sukcesy zawodowe kobiety – które wypowiadając się na jakieś społeczne tematy, zaznaczają na wstępie, że nie są feministkami. Skąd u nich ta potrzeba odżegnywania się na wyprzódki, łatwo odgadnąć. W powszechnej świadomości feministka to histeryczna, samotna wariatka itd. I właśnie dlatego super, że jest ten wywiad. Mając w swych szeregach taką rzeczową, twardo stąpającą po ziemi, będącą w szczęśliwym związku kujonkę (jak sama o sobie mówi Graff) feminizm zyskuje nowy wizerunek.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą feminizm - girl power - macierzyństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą feminizm - girl power - macierzyństwo. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 9 lutego 2017
sobota, 13 sierpnia 2016
Katarzyna Bratkowska, Kazimiera Szczuka „Duża książka o aborcji"
Zawsze, gdy czytam książkę-na-ważny-temat-polaryzujący-opinię-społeczną, zastanawiam się, czy czasem nie sięgają po nią niemal wyłącznie osoby już przekonane, prezentujące to samo stanowisko, co autorzy. Dużą książkę o aborcji prawdopodobnie z daleka obchodzą tzw. obrońcy tzw. życia poczętego, tak jak ja ani myślę czytać pozycji w stylu Cała prawda o aborcji czy Dlaczego antykoncepcja niszczy małżeństwo, rodzinę i cywilizację. Czy gdzieś te dwa stanowiska mogą się spotkać? Czy w sprawach tak fundamentalnych jak aborcja którakolwiek ze stron jest w stanie znaleźć przełomowe, niezbijalne i nieznane adwersarzom argumenty? Czy jest możliwy, zwłaszcza prawny, kompromis bez przymiotnika „zgniły"?
Chociaż autorki we wstępie jasno się deklarują jako zwolenniczki pro-choice, przekonywanie kogokolwiek nie jest głównym celem Bratkowskiej i Szczuki. Książka została napisana z myślą o nastolatkach – zwłaszcza o dziewczynach w nieplanowanej ciąży – ich rodzicach, pedagogach. Opisuje fakty biologiczne, medyczne, prawne, społeczne, które powinien znać każdy, zanim otworzy buzię, by rozprawiać na temat aborcji. Jest to też bezcenne źródło wiedzy dla osób, u których ta tematyka niespodziewanie przeniosła się ze sfery debaty do bolesnej rzeczywistości.
Publikacja ma za zadanie wesprzeć osoby stojące przed nieraz piekielnie trudną decyzją. Opisuje możliwe rozwiązania i konsekwencje dokonanego wyboru. Autorki przestrzegają przed desperackimi krokami. Ciężkiej tematyce dobrze robi bezpośredni, zaangażowany i pełen troski język, dynamiczna forma książki i grafiki rozbijające tekst.
Różnie bywało z serią Bez Tabu (o czym pisałam tutaj) – tu z przyjemnością stwierdzam, że jest bardzo fajnie. Rzetelna pozycja – mam nadzieję, że nie zdezaktualizuje się nam teraz nagle a fundamentalnie.
Moja ocena: 5/6
BiblioNETka: 4,77/6
Duża książka o aborcji / Katarzyna Bratkowska, Kazimiera Szczuka, wyd. Czarna Owca, 2011.
Chociaż autorki we wstępie jasno się deklarują jako zwolenniczki pro-choice, przekonywanie kogokolwiek nie jest głównym celem Bratkowskiej i Szczuki. Książka została napisana z myślą o nastolatkach – zwłaszcza o dziewczynach w nieplanowanej ciąży – ich rodzicach, pedagogach. Opisuje fakty biologiczne, medyczne, prawne, społeczne, które powinien znać każdy, zanim otworzy buzię, by rozprawiać na temat aborcji. Jest to też bezcenne źródło wiedzy dla osób, u których ta tematyka niespodziewanie przeniosła się ze sfery debaty do bolesnej rzeczywistości.
Publikacja ma za zadanie wesprzeć osoby stojące przed nieraz piekielnie trudną decyzją. Opisuje możliwe rozwiązania i konsekwencje dokonanego wyboru. Autorki przestrzegają przed desperackimi krokami. Ciężkiej tematyce dobrze robi bezpośredni, zaangażowany i pełen troski język, dynamiczna forma książki i grafiki rozbijające tekst.
Różnie bywało z serią Bez Tabu (o czym pisałam tutaj) – tu z przyjemnością stwierdzam, że jest bardzo fajnie. Rzetelna pozycja – mam nadzieję, że nie zdezaktualizuje się nam teraz nagle a fundamentalnie.
Moja ocena: 5/6
BiblioNETka: 4,77/6
Duża książka o aborcji / Katarzyna Bratkowska, Kazimiera Szczuka, wyd. Czarna Owca, 2011.
sobota, 11 czerwca 2016
Aleksandra Maxeiner „To wszystko rodzina!"
Fajowa książka obrazkowa dla dzieci o tym, w jakich konfiguracjach żyją ludzie. Że mają dzieci albo nie, że czasem się rozwodzą albo nawet umierają (ciemne strony życia rodzinnego – chłód emocjonalny, kłótnie, przemoc – nie zostały zamiecione pod dywan), że mają kolejnych partnerów i z nimi kolejne dzieci. Że ktoś mieszka w wiosce dziecięcej lub w rodzinie zastępczej albo z babcią. Zdarza się też, że ktoś ma dwie mamy albo dwóch tatów. Ktoś może wybrać, że jego rodziną są przyjaciele lub chomik. Są rodziny superaktywne, gotujące, rozmemłane itd. I fajnie. I nic nam do tego.
sobota, 7 listopada 2015
Jeannette Kalyta "Położna: 3550 cudów narodzin"
Z jezuitą, nawet jeśli będzie ci grał na gitarze, w ogóle do niczego nie dojdzie. Robienie tego w Morzu Czarnym to sport ekstremalny. Szajba religijna nie sprawdza się w tym (jak i w żadnym innym) przypadku. Zdarza się, że ktoś przeżyje orgazm (w trakcie) lub zje łożysko (po zakończeniu). Mowa oczywiście o porodzie. Tego typu ciekawe sytuacje musiała ogarniać w swojej 25-letniej praktyce położniczej Jeannette Kalyta, słynna "położna gwiazd" (ależ się zżyma na to określenie).
wtorek, 22 września 2015
Sylwia Szwed "Mundra", czyli o obracaniu żuczka
Mundra musi być opanowana, szybko reagować i podejmować odważne decyzje, mieć świetną kondycję i odporność na stres. Nie jest komandoską ani głową państwa! Jest kimś ważniejszym. Jest położną.
Na książkę Sylwii Szwed składają się wywiady z kobietami, które wybrały ten specyficzny zawód. Poznajemy 10 zupełnie różnych, ale zawsze bardzo silnych osobowości. Jest wśród nich pani Stefania, która przyjmowała porody w nazistowskim obozie jenieckim po powstaniu warszawskim, Jola, która towarzyszyła rodzącym Inuitkom, i młodziutka Monika, która kilka lat spędziła na autentycznie bohaterskiej misji w afrykańskim szpitaliku położniczym. Ale większość rozmówczyń stanowią te, które ostro walczą o konieczne zmiany w polskim położnictwie.
poniedziałek, 30 marca 2015
10 powieści w prezencie z okazji 1000
Mój absolutnie najulubieńszy portal książkowy podliczył, że oceniłam 990 książek. Postanowiłam dobić do tysiączka, czytając wyłącznie powieści. I to powieści, które łaszą się do mnie od dawna, a jakoś się nam dotychczas nie składało. To takie wyzwanie czytelnicze à rebours, bo jak przypuszczam, trudność nie będzie polegała na ich przeczytaniu, a na oderwaniu się od książki.
Ale jak policzyłam z grubsza, wśród moich dotychczasowych lektur jest ok. 350 powieści i zbiorów opowiadań napisanych przez facetów i tylko
ok. 150 autorstwa pań! Do tego te ostatnie często były jakimiś przypadkowymi czytadłami, po których pozostały tylko śladowe wspomnienia lub niesmak. Żeby poprawić wizerunek pisarek w moich własnych oczach i odwrócić nieco proporcje, machnę sobie tę dziesiąteczkę wyłącznie w towarzystwie kobiet. Kiran, Zyto, Eleanor, Tracy, Hilary, Marion, Annie, Aryn, Elizabeth, Magdaleno – przybywam!
Ale jak policzyłam z grubsza, wśród moich dotychczasowych lektur jest ok. 350 powieści i zbiorów opowiadań napisanych przez facetów i tylko
ok. 150 autorstwa pań! Do tego te ostatnie często były jakimiś przypadkowymi czytadłami, po których pozostały tylko śladowe wspomnienia lub niesmak. Żeby poprawić wizerunek pisarek w moich własnych oczach i odwrócić nieco proporcje, machnę sobie tę dziesiąteczkę wyłącznie w towarzystwie kobiet. Kiran, Zyto, Eleanor, Tracy, Hilary, Marion, Annie, Aryn, Elizabeth, Magdaleno – przybywam!
czwartek, 12 marca 2015
Dubravka Ugrešić "Życie jest bajką: mit o Babie Jadze"
Powiedzieć o kimś, że jest wiedźmą, to spory komplement. Przynajmniej u mnie w domu. Wiedźma wcale nie musi mieć haczykowatego nosa i chatki na kurzej stopce. Za to posiada inne rzadkie właściwości: dobrze doradzi, gdy masz problem, wie, co w życiu jest ważne i w kluczowych momentach zadziwia zmysłem obserwacji, nawet jeśli pozornie jest ciamajdą. Powiecie, że to niestandardowe postrzeganie wiedźmy alias Baby Jagi? Cóż, to moja bajka...
Dubravka Ugrešić napisała swoją i jest to bardzo dziwne dziełko. Już sama konstrukcja zaskakuje. Pierwsza część to autobiograficzna (a przynajmniej sprawiająca takie wrażenie) opowieść o starości matki Ugrešić. Druga to świetna groteska opisująca pobyt trzech staruszek w luksusowym hotelu wellness. I tu miałam od razu skojarzenia z Gaimanowską Trójnią, wyrocznią w składzie starucha, matka i dziewica. W wersji pani Dubravki jest zasuszona, przysypiająca starowinka, nieco młodsza grubaska z olbrzymim, matczynym biustem i prosto trzymająca się, szczupła dziewica, też sędziwa. Spotka je śmierć, miłość, dziecko, jeszcze raz śmierć, szczęśliwy los i młodzieniec uleczony z permanentnego wzwodu – jak to w bajce.
Dubravka Ugrešić napisała swoją i jest to bardzo dziwne dziełko. Już sama konstrukcja zaskakuje. Pierwsza część to autobiograficzna (a przynajmniej sprawiająca takie wrażenie) opowieść o starości matki Ugrešić. Druga to świetna groteska opisująca pobyt trzech staruszek w luksusowym hotelu wellness. I tu miałam od razu skojarzenia z Gaimanowską Trójnią, wyrocznią w składzie starucha, matka i dziewica. W wersji pani Dubravki jest zasuszona, przysypiająca starowinka, nieco młodsza grubaska z olbrzymim, matczynym biustem i prosto trzymająca się, szczupła dziewica, też sędziwa. Spotka je śmierć, miłość, dziecko, jeszcze raz śmierć, szczęśliwy los i młodzieniec uleczony z permanentnego wzwodu – jak to w bajce.
środa, 4 marca 2015
10 naprawdę dobrych książek na Dzień Kobiet, czyli kobiety piszą o kobietach, co nie znaczy, że tylko dla kobiet (Najki, cz. 5)
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Betty MacDonald "Jajko i ja", czyli 1501 kur, w tym 1 domowa (nie licząc psa)
Zdarzają się takie weekendowe ranki, kiedy tamagotchi dają nam pospać prawie do 9, potem jest czytanie w łóżku połączone z sączeniem kremowej kawy... (Na marginesie: córeczka chłonie teraz Tuczarnię motyli, świetną powieść dla dzieci, kontynuację Czarownicy piętro niżej – to jest tak dobre, że z przyjemnością rozkleiłabym powieki i o 7, by poznać dalsze przygody Mai.) To są właśnie rozkosze, których nijak zaznać nie mogła Betty MacDonald prowadząc farmę na skraju dziewiczej amerykańskiej puszczy.
Gdyby nie wybitne poczucie humoru autorki, Jajko i ja byłoby doprawdy przykrą lekturą. To w gruncie rzeczy opis pułapki, w jaką wpadła młodziutka Betty, wychodząc za człowieka o imieniu Bob. Z perspektywy czasu pisarka uważa, że mąż kupujący tuż po ślubie kurzą farmę na odludziu równie dobrze mógłby poinformować ukochaną, że zamieszka z nimi jego dobra przyjaciółka, była prostytutka. Wpływ na małżeństwo jest równie destrukcyjny.
Gdyby nie wybitne poczucie humoru autorki, Jajko i ja byłoby doprawdy przykrą lekturą. To w gruncie rzeczy opis pułapki, w jaką wpadła młodziutka Betty, wychodząc za człowieka o imieniu Bob. Z perspektywy czasu pisarka uważa, że mąż kupujący tuż po ślubie kurzą farmę na odludziu równie dobrze mógłby poinformować ukochaną, że zamieszka z nimi jego dobra przyjaciółka, była prostytutka. Wpływ na małżeństwo jest równie destrukcyjny.
Etykiety:
5/6,
biografia,
CiS,
feminizm - girl power - macierzyństwo,
girl power,
śmieszne,
zwierzęta
środa, 3 września 2014
„Poza gatunek: rozmowy o aktywizmie, prawach zwierząt i społeczeństwie”
![]() |
Publikacja darmowa! Zamów tutaj. |
Każda osoba zajmująca się pomaganiem zwierzętom, ba, każdy – nawet niezaangażowany w akcje prozwierzęce – wegetarianin usłyszał choć raz mniej lub bardziej oburzone: "Dlaczego pomagasz zwierzętom? Przecież jest tyle chorych dzieci!" W sumie to bezrefleksyjna zaczepka, ale i tak ręce mi wtedy opadają. Na szczęście w książce Poza gatunkiem znalazłam idealną odpowiedź: "To świetnie, że zajmujesz się dziećmi. W takim razie ja mogę zajmować się zwierzętami." To podobno ucina dyskusję.
czwartek, 15 maja 2014
Maria Parr "Tonja z Grimmerdalen" - skandynawski geniusz a grecki penis

Jak te Skandynawki to robią, że piszą tak cudowną literaturę dla dzieci?
Pytanie to zadaję sobie po raz kolejny, tym razem przy czytanej właśnie Tonji
z Grimmerdalen. One wszystkie – Maria Parr od Tonji, Moni Nilsson od
Tsatsikiego i Rose Lagercrantz od Duni
oraz parę innych pań zza Bałtyku – chyba po prostu od dzieciństwa nasiąkają
atmosferą książek Astrid Lindgren (nie wyobrażam sobie, by ktoś ze szwedzkim
paszportem nie znał od szkraba wszystkich jej opowieści).
Przypuszczam, że
dzięki temu duch wolności hula po zapisanych przez nie kartkach, a mali
czytelnicy traktowani są z należnym szacunkiem, a nie jak głupole, co to faktów
i tak nie pokojarzą, więc czniać szczegóły.
środa, 9 października 2013
O ważnym dla małych musi być ładnie (o sensie nie wspominając)
Leżą przede mną książki, które mają 3 wspólne cechy: dotyczą bardzo ważnych tematów, napisano je z myślą o młodych czytelnikach, a gdyby były dziewczynami naszych kumpli, powiedzielibyśmy, że są... sympatyczne.
Czy tematyka feminizmu, tolerancji i wegetarianizmu sama w sobie jest atrakcyjna dla dzieci? Czy będą prosić rodziców o właśnie takie książki? Jasne, że nie. Tym bardziej wydawca powinien przyłożyć się do strony wizualnej takich pozycji. A czy prezentowane książeczki mają szansę przyciągnąć rodziców? Tylko tych już przekonanych, którzy szukają sposobu, by omówić pewne (swoje) wartości z dziećmi. W tych sprawach i małych czytelników, i dużych trzeba zdecydowanie piękniej kusić. Przyjrzyjmy się, jak wydawcy utrudniają sobie sprzedawanie książek z tego i tak słabosprzedawalnego segmentu.
poniedziałek, 23 września 2013
Kristin Kimball "Brudna robota" - niech ktoś zje moje serce
Przypadkiem zaraz po przeczytaniu o trzydziestoparoletniej singielce z Londynu, która postanawia zmienić swoje życie, łyknęłam wspomnienia trzydziestoparoletniej singielki z NY, która... postanawia zmienić swoje życie. Pierwsza wybrała model wiecznych wakacji, więc niewiele z tego wynikło. Druga zamieniła jedwabie na drelich, pióro na motykę, a szpilki na ugnojone buciory. Z wakacjami nie miało to nic wspólnego, ale się udało. Tyle że Kristin w pewnym sensie miała łatwiej niż Lucy - Kristin się zakochała.
czwartek, 25 lipca 2013
Kari Herbert "Żony polarników: Siedem niezwykłych historii" - jedyny pożytek z wielorybników
Najpierw uwagi techniczne. Obiecuje się nam siedem historii, ale jedyną zasługą Eleonor Franklin jest zejście na zapalenie płuc w młodym wieku i tym samym zrobienia miejsca u boku odkrywcy Johna Franklina dla przebojowej Jane. Śledzimy więc losy sześciu par.
Śledzimy z niejakim trudem, bo autorka straszliwie poszatkowała te historie. Nieustanne skoki czasowe między Franklinami, żyjącymi na przełomie XVIII i XIX w., a 100-150 lat późniejszymi historiami pozostałych rodzin wprowadziły w mojej głowie kompletny mętlik. Ratowałam się dołączonym do książki kalendarium, ale dla was mam lepszy sposób, na który wpadłam niestety dopiero w połowie lektury. Proponuję - niczym w Cortazarowskiej Grze w klasy - alternatywne czytanie Żon polarników: śledzenie losów każdej pary z osobna, poprzez przeskakiwanie do dalszych rozdziałów na ich temat.
Śledzimy z niejakim trudem, bo autorka straszliwie poszatkowała te historie. Nieustanne skoki czasowe między Franklinami, żyjącymi na przełomie XVIII i XIX w., a 100-150 lat późniejszymi historiami pozostałych rodzin wprowadziły w mojej głowie kompletny mętlik. Ratowałam się dołączonym do książki kalendarium, ale dla was mam lepszy sposób, na który wpadłam niestety dopiero w połowie lektury. Proponuję - niczym w Cortazarowskiej Grze w klasy - alternatywne czytanie Żon polarników: śledzenie losów każdej pary z osobna, poprzez przeskakiwanie do dalszych rozdziałów na ich temat.
poniedziałek, 11 marca 2013
P. Cieśliński i J.S. Majewski "Spacerownik śladami Marii Skłodowskiej-Curie" - aperitif z brylantem
Parę dni temu słyszałam w radiu, że wrodzone uzdolnienia przyszłego człowieka sukcesu nie są tak istotne, jak do niedawana podejrzewano. Szerokie badania wykazały, że najistotniejsza jest umiejętnie podsycana motywacja i dobry nauczyciel.
Najsłynniejsza Polka faktycznie miała jasno wytyczone cele i ojca pasjonata nauki, ale myślę, że fenomenalna pamięć i porażająca inteligencja musiały odegrać niebagatelną rolę, gdy niedojadając i niezbyt dobrze rozumiejąc zbyt szybko mówiących wykładowców z Sorbony, zdobywała pierwsze lokaty na egzaminach, często jako jedyna kobieta wśród zdających!
Subskrybuj:
Posty (Atom)