czwartek, 15 maja 2014

Maria Parr "Tonja z Grimmerdalen" - skandynawski geniusz a grecki penis


Jak te Skandynawki to robią, że piszą tak cudowną literaturę dla dzieci? Pytanie to zadaję sobie po raz kolejny, tym razem przy czytanej właśnie Tonji z Grimmerdalen. One wszystkie – Maria Parr od Tonji, Moni Nilsson od Tsatsikiego i Rose Lagercrantz od Duni oraz parę innych pań zza Bałtyku – chyba po prostu od dzieciństwa nasiąkają atmosferą książek Astrid Lindgren (nie wyobrażam sobie, by ktoś ze szwedzkim paszportem nie znał od szkraba wszystkich jej opowieści).

Przypuszczam, że dzięki temu duch wolności hula po zapisanych przez nie kartkach, a mali czytelnicy traktowani są z należnym szacunkiem, a nie jak głupole, co to faktów i tak nie pokojarzą, więc czniać szczegóły.
Nie ma więc niedoróbek. Nie ma tematów tabu ot scenka, gdy 7-letni Tsatsiki pierwszy raz widzi swojego tatę, poławiacza ośmiornic. Ten akurat śpi na golasa (grecka sjesta), więc Tsatsiki przede wszystkim ogląda dokładnie jego siusiaka. Połowa pań prowadzących przygotowanie do życia w rodzinie - ponoć garną się do tego głównie katechetki - zemdlałaby czytając ten fragment.

Książki Marii, Moni i Rose mają dodatkową zaletę – podczas czytania bawią się jak norki i dzieci, i rodzice. I nie chodzi o mrugnięcia w stronę dorosłych, które umożliwiałyby rodzicom przebrnięcie przez dziecięce nudziarstwo. Po prostu te historie są tak dobrze skonstruowane i napisane, że wciągają niezależnie od wieku. Tonję polecam wszystkim ludziom, którzy skończyli 5 lat, Tsatsikiego - od 6 lat w górę (chwilow nie dysponuję dziećmi w tym wieku, więc Tsatsikiego czytam bez dziecięcego pretekstu), a Dunia, choć opowiada o 7-latce (pewnie i o niej powstanie notka), została bez wiercenia się wysłuchana przez 3-latka, z zapartym tchem przez prawie 6-latkę i z pełnym zachwytem przez 36-latkę.

Skupmy się na książce młodziutkiej Marii Parr - to coś beszczelnie dobrego! Tonja, zwana czule łobuziarą, łączy w sobie najlepsze, najbardziej brawurowe cechy Emila ze Smalandii i Lotty z ulicy Awanturników. Jest jedynym dzieckiem we wsi (historia jest współczesna), ma mnóstwo swobody i czuje się królową całej doliny. W przyszłości chce dalej tu mieszkać i być rolnikiem, choć mogłaby mieć bardziej egzotyczne marzenia i np. tak jak mama badać topnienie pokrywy lodowej na Grenlandii. Tonja szaleje (patrz okładka), czasem zrobi coś tak głupiego, że zadziwi samą siebie, ale zawsze liczy się z uczuciami innych, a dla przyjaciół jest w stanie zaryzykować życie. Potrafi też sprawić, by prawdziwy gnojek uświdomił sobie pierwszy raz w życiu, że jest gnojkiem. To wystarczająca rekomendacja, prawda?

Radzę zażywać Skandynawki regularnie, całą rodziną, jako bomby zdrowego rozsądku i poczucia humoru. Sprawdzają się również jako ciepłe okłady na dziecięce skołatane serducha.


Moja ocena: 5,5/6
BiblioNETka: 5,5/6

5 komentarzy:

  1. Właśnie kończymy Tonję:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. To się uwinęliście! A ja zrobiłam błąd i dzieciom czytałam na zmianę z mężem, więc żadne z nas nie znało całości. Oboje uznaliśmy, że musimy to przeczytać porządnie jeszcze raz - jest super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mamo, proooszę tylko jeszcze jeden rozdzialik, jedną stronę, obiecuję, jeszcze tylko kawałeczek..." I tak bez końca. W weekend skończymy, w przyszłym tygodniu możesz się spodziewać oficjalnych podziękowań na blogasku:)

      Usuń
  3. I jak tam z łowami na "Gofrowe serce"? (kometarz do komentarza na "Zatytułowanym", jakby co),

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nieupolowane, ale nie odpuszczę. Narazie zaczynamy "Czarownicę piętro niżej".

    OdpowiedzUsuń