środa, 11 lutego 2015

Dorota Wodecka "Polonez na polu minowym" - ich wszystkie Polski

helleńska rzymska średniowieczna
indyjska elżbietańska włoska
francuska nade wszystko chyba
trochę weimarska i wersalska
tyle dźwigamy naszych ojczyzn
na jednym grzbiecie jednej ziemi


 Zbigniew Herbert Odpowiedź

  • Żeby zapalić znicz, potrzeba 4 osób. Pierwsza go trzyma, druga zapala, trzecia osłania od wiatru, czwarta stawia. Tak co roku, w kwietniu, na Miłej 18. Taka tradycja, niezbyt stara, polska tradycja. Kiedyś znicz trzymała Hanna Krall, zapalał Marek Edelman, osłaniał Jacek Kuroń, stawiał wnuk Edelmana. Podobno nadal robią to 4 osoby, jak trzeba. Krall chciałaby powszechnego traktowanie pamięci o Holokauście jako części polskiej historii.
  • Jaka ojczyzna?! Pierwsze prawdziwe wspólnoty wiejskie opierały się na kobietach. Więc mówmy o matczyźnie, mateczniku. Marian Pilot przypomina, że w zdecydowanej większości nie pochodzimy od sarmatów a od chamów, pańszczyźnianych niewolników, i od wiedźmy Doroty z Siedlikowa, ale to część polskiej tradycji, o której wolimy nie pamiętać.
  • Dla Magdaleny Tulli polskość to coś, co stoi zawsze na ostrzu noża.
  • Polska Andrzeja Stasiuk jest fajna, ale też popieprzona ostro.
  • Joanna Bator domem nazywa jedynie język polski.
  • Szczepan Twardoch w ogóle nie chce mówić, co sądzi o polskości, bo jakbym państwu powiedział, co ja naprawdę sądzę, to państwo by się wszyscy posrali ze strachu (str. 248).

Dorota Wodecka rozmawia z pisarzami na temat polskiej tożsamości narodowej. Wywiady są ułożone według metryk autorów, od mentorki Hanny Krall do gołowąsa Szczepana Twardocha (aktualnie charakteryzującego się wąsem psującym urodę pięknego Ślązaka). Zaobserwowałam pewną prawidłowość: im autor młodszy, tym mniejszy z niego utyskiwacz; a im starszy rocznik tym większe narzekanie na polską rzeczywistość. (Wyłamała się Krall, która już nie ma siły.) Czy można wysunąć wniosek, że z czasem przestaniemy mieć wieczne arcypolskie muchy w nosie?

Druga tendencja: im młodsza metryka, tym większe przyzwolenie na bluzg. Przyznaję, klną bardzo ładnie. Cenię tę umiejętność u ludzi. A mimo to wciąż mi nieswojo, gdy widzę szczególnie kwieciste wiązanki w druku.

Rozmowy toczą się wokół narodowych imponderabiliów. Na szczęście dziennikarka pozwala swoim rozmówcom na  ucieczki z tego grząskiego szlaku. Dostajemy sporo bardzo ciekawych przemyśleń: o krzyżu na Giewoncie u Kuczoka, o łapichujach Nekandy-Trepka u Pilota, o tym, że ludzie z natury są źli u Bator. (To dramatyczne wyznanie zdobywczyni Nike przypomniało mi przeciwne stwierdzenie Krzysztofa Kieślowskiego. Mam wrażenie, że po książkach Bator na człowieka opada szara jak pył węglowy rozpacz, a podczas seansów większości filmów Kieślowskiego zostaje się oblanym łagodnym, ciepłym światłem. Teraz już wiadomo skąd ta różnica.)

Zupełnie osobnym zjawiskiem jest Eustachy Rylski. Klarowność jego wywodów, precyzja myślenia i odwaga głoszonych poglądów są unikatowe. Urzekła mnie też jego autorska definicja inteligenta.

Najbardziej przejmująca jest rozmowa z Janem Jakubem Kolskim (znalazł się w tym gronie, bo ma na koncie kilka powieści), który mówi, że już nic go nie może zranić. Czytający już wie, że największy cios w życiu dopiero przed filmowcem. Okropne uczucie...

W zbiorze są więc emocje, spojrzenia z bardzo wielu stron i niecodzienne informacje. Co z tą Polską? - mam wrażenie, że nareszcie wypowiedział się ktoś kompetentny.


Moja ocena: 4,5/6
BiblioNETka: 4,64/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz