środa, 18 września 2013

Najki - cz. 2 - Największe rozczarowanie

Najki, ale z innej bajki
Czy pamiętasz swoje największe rozczarowanie książkowe? Czekałaś długo, cenisz / ceniłeś autora, zapowiedzi wydawnicze obiecywały strzał w dziesiątkę, książka wydawała się idealnie pod ciebie, a tu tzw. kupa? Oto moje najboleśniejsze przypadki.

Zacznę od serii, z którą jestem na tyle związana emocjonalnie, że czytam całość zawsze, gdy dopadnie mnie choróbsko wymagające leżenia (dlatego choruję b. rzadko, bo dobre rzeczy miło sobie dawkować). Tak naprawdę to w tym problem, że nie mogę czytać całości, bo uważam, że seria jest świetna, a w porywach genialna, ale tylko do 20. odcinka włącznie.
Już nie przeciągam - chodzi o Thorgala.

Koronę Ogotaja, czyli tom 21., da się jeszcze przeczytać, ale od Gigantów zaczyna się dramat, również mój osobisty. Thorgal to jeszcze jeden powód, by czekać na Boże Narodzenie, bo wtedy znajduję nowy odcinek pod choinką. Wyobraźcie sobie, jaka to była Gwiazdka, gdy dostałam Błękitną zarazę... Na szczęście zapaść mija po 6 odcinkach i tom Kriss de Valnor przywraca wiarę w team Rosiński & Van Hamme. Wprawdzie jest to łabędzi śpiew duetu (powstał jeszcze tylko tom Ofiara), a komiks współtworzony przez Sente ma inny charakter, ale nie nastawiam się już na fajerwerki i znowu seria jest dla mnie bardzo okej.
 
Stephen King jest chyba jedynym pisarzem popularnym, którego czytam w sporych ilościach i z wypiekami na twarzy. Działa na mnie ten niepodrabialny klimat i już. W Sklepiku z marzeniami klimatu było jak na lekarstwo. Na szczęście temu słodziakowi z ostro porąbaną wyobraźnią łatwo wybaczam, już nawet zapomniałam, a on ze swojej strony od tamtej pory zrekompensował mi to parę razy.

Każdemu może się trafić gorsza książka (po co ją w takim razie wydał, to już inna sprawa) i należy to brać pod uwagę. Najboleśniejsze jest tak naprawdę rozczarowanie książką, która należy do naszej ulubionej tematyki. Miałam tak z pozycją Roberta Stillera pt. Pokaż język! czyli Rozróbki i opowieści o polszczyźnie oraz 111 innych językach: Tom 1. Badziewnie wydana książeczka leżała sobie w taniej książce, a jej tytuł rozpalił mnie. Oczekiwane językowe uniesienia plus korzystna cena (co zawsze dodatkowo stymuluje krakowianki) sprawiły, że książkę posiadłam i natychmiast zaczęłam przetrawiać. Okazała się ostro skażona zadufaniem autora, który chętnie podkreślał swoją wyższość nad rzeszą autorów i redaktorów (o! tu piszą, że on tak ma częściej). Mogę ostatecznie czytać o niesympatycznych bohaterach, ale niesympatyczny autor jest dla mnie nie do przyjęcia.

Spotkało mnie też raz rozczarowanie grupowe. Otóż do naszego DKK wzięliśmy książkę, o której szeroka rzesza recenzentów, blogerów, a nawet 2 (przynajmniej o tylu wiem) cenione autorki się rozpisywały, cmokając w podziwie. Rozchodzi mi się o Sagę Sigrun Elżbiety Cherezińskiej. Ta (ponoć) skandynawska (ponoć) saga miała być takim Rudym Ormem w żeńskiej formie i to jeszcze dla dorosłych. Wiekszość naszych DKK-owiczów nie była w stanie doczytać tej płaskiej książczyny. Ci co zmęczyli, przyznali, że po prostu zostali lekko zaintrygowani, czy autorka każe głównym bohaterom aż do końca książki co 2 strony nieustająco uprawiać seks tak wstrząsający, że trząsł całym rodowym dworzyszczem w posadach. Ja byłam w tej drugiej grupie - kazała... Cały czas miałam przeczucie, że pisarka mocno utożsamia się z Sigrun, wielbioną powszechnie bohaterką bez skazy, za to z dużą urodą. Być może przeczucie było słuszne, bo na swojej stronie pani EC rozkosznie się przegina i wypina w wielu odsłonach.

Niepokoił mnie trochę fakt, że u innych czytelników nie znajduję żadnych słów krytyki dla tego tworu książkopodobnego. Niepokoiłam się, rzecz jasna, o zbiorowy upadek gustu czytelniczego. Aż trafiłam na Sprawo-zdanie i teraz już wiem, że nie jest tak źle. No i planuję dać pani pisarce szansę na rehabilitację, bo w Sprawo-zdaniu twierdzą, że Byłam sekretarką Rumkowskiego jest świetne.

Miła rzecz na koniec - następnej Najki będą pozytywne.

2 komentarze:

  1. Ja bardzo się rozczarowałam Doris Lessing (http://pozapsem.blogspot.com/2012/05/doris-lessing-pamietnik-przetrwania.html), ale postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansą w przyszłości.

    Za rozczarowania odpowiada też często promocja książki, która rozbudza ogromne nadzieje. Tak np. było w przypadku "Wyznaję" Cabre, miało być arcydzieło literatury europejskiej, czy coś takiego, a była po prostu poprawna książka. Gdyby jej tak nie promowano, to pewnie bym przeczytała i uznała, że jest ok. Ale, że miałam wobec niej ogromne oczekiwania to i zawód był tym większy.

    OdpowiedzUsuń
  2. W naszym DKK czytaliśmy "Lato przed zmierzchem" i miała to być Lessing w wersji soft, a zderzyłam się z twardą ścianą. Oj, nie dla każdego ona. Na szczęście nie miałam właściwie żadnych oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń