sobota, 25 lutego 2017

Bestseller?! Jakoś tak wyszło...


Nie potrafię dociec, dlaczego dana książka nagle robi się nieprawdopodobnie popularna. Czy wystarczy sympatyczna okładka poparta dużą kasą władowaną w marketing, by ludzie byli skłonni wydać pieniądze w zamian za wiedzę, że miło jest wieczorem posiedzieć przy świeczkach i porajdać nad kubkiem herbaty (przypadek Hygge. Klucz do szczęścia)?


A jak jest w przypadku Genialnej przyjaciółki, która okładkę ma nijaką, chyba nie wyskakiwała z każdej gazety i portalu, a jednak co chwila o niej słyszałam w zeszłym roku? Od wydania minęły 2 lata, więc może to klasyczny marketing szeptany? Może opowieść o dwóch dziewczynkach dorastających w ubogiej dzielnicy Neapolu broni się sama, bo faktycznie cudowna?


Nie, skąd! Przemęczyłam się przez jakieś 40% książki i ani przez chwilę nie poczułam się zaintrygowana, nie mówiąc o obiecywanym zatraceniu się w lekturze. Okazało się wręcz, że to takie pierdu-pierdu napisane zupełnie nijakim stylem (sama autorka nazywa to narracją precyzyjną, jasną i uczciwą).

Więc może wystarczyło, że akcja rozgrywa się w Neapolu, a "pamiętasz, autokar zatrzymał się na siku w Neapolu, jakeśmy były na pielgrzymce dwa lata temu"? No, jeśli tak, to Solfatara Macieja Hena również powinna trafić masowo pod strzechy, a nie słyszałam, by polecały ją sobie kumoszki. Albo też coś się w książce zaczęło dziać za 40% i nie doczekałam?

http://www.taniaksiazka.pl/nie-posiadamy-sie-ze-szczescia-karen-joy-fowler-p-635185.html?abpid=1331&abpcid=11&utm_source=pp&utm_medium=cps&utm_campaign=ads4booksObserwuję też zjawisko przeciwne. Tajemne prądy czytelnicze, wywyższające niektóre przeciętniaki, czasem zupełnie omijają pozycje rewelacyjne. Mam wrażenie, że w taki niewytłumaczalny sposób niemal przepadła u nas książka Nie posiadamy się ze szczęścia.

O samej akcji tej pysznej powieści trudno coś napisać, bo chociaż nie jest to powieść kryminalna, jest w niej zagadka. Zbyt wczesne ujawnienie, o co chodzi, zrujnowałoby waszą lekturę (Przedziwne jest to, że wydania amerykańskie zawierają podpowiedź na okładce!). To utrudnia nakreślenie fabuły, niemniej spróbuję, najwyżej będzie enigmatycznie.

Gdy ma się w salonie niewidzialnego słonia, potykanie się o jego trąbę jest od czasu do czasu nieuniknione.

Główna bohaterka i narratorka powieści Rose z perspektywy czasu opowiada o tym, jak w dzieciństwie nabawiła się tego słonia w salonie i jak w dorosłym życiu tak długo się potykała, aż w końcu musiała się z problemem zmierzyć. Wychowywała się w rodzinie naukowców i z całą familią brała udział w pewnym eksperymencie, który zaważył na wzajemnych relacjach, wręcz na całym życiu wszystkich domowników.

Mam nadzieję, że już jesteście zaintrygowani, ale należy jeszcze dodać, że nie jest to jednak klasyczna powieść psychologiczna. Fowler klarownie rozważa w niej kilka współczesnych problemów bioetycznych, o których myślimy rzadko / wcale. Sama bohaterka mówi wszak:

Szczerze mówiąc, oczekuję od nauki, że ochroni mnie przed koniecznością dokonywania takich wyborów, a nie skłoni do nich. Jedynym sposobem poradzenia sobie z sytuacją było dla mnie nie czytać o tym więcej.
Autorka tak prowadzi narrację, że chcemy czytać więcej i więcej. Subtelnie a jednak stanowczo kontroluje sytuację, by manipulować zainteresowaniem czytelnika. W idealnych momentach podkręca emocje, wie za jaki sznurek pociągnąć, byśmy nie mogli się od książki oderwać. Karen Joy Fowler jest znana głównie jako ceniona autorka fantastyki i myślę, że zastosowanie w powieści obyczajowej pewnych nawyków narracyjnych rodem z literatury traktowanej bardziej rozrywkowo, dało ten spektakularny efekt. Mimo poważnego tematu czyta się to lekuchno, chociaż należy ostrzec wielbicieli linearnej narracji, że poziom komplikacji jest tu wyższy.

Powieść wyszła w 2016 roku. Liczę, że z czasem i ją wywindują niewidzialne prawa czytelniczego rynku. A ja tu dokładam swoją blogerską cegiełkę.

Moja ocena: 5,5/6
BiblioNETka: 4,39/6

PS - Pytanie do osób, które już czytały Nie posiadamy się ze szczęścia. Jak oceniacie brata głównej bohaterki, Lowella? Niebezpieczny wariat, święty męczennik, a może jeszcze ktoś inny?

Nie posiadamy się ze szczęścia / Karen Joy Fowler, tł. Kamilla Sławińska, wyd. Poradnia K, Warszawa 2016.

10 komentarzy:

  1. Karen Joy Fowler - wiedziałam, że skądś kojarzę to nazwisko. Dostałam kiedyś w prezencie jej powieść "Klub miłośników Jane Austen", ale - łagodnie mówiąc - jakoś mnie ta książka nie urzekła. "Nie posiadamy się ze szczęścia" autorka wydała prawie dekadę później, więc może coś się w jej sposobie pisania w międzyczasie zmieniło.

    Nie mam pojęcia, dlaczego niektóre książki zostają bestsellerami, a inne nie. Dawno temu w empiku podeszłam do półki z tym ich "topem". Zajrzałam do jednej z wystawionych tam pozycji, której tytuł ciągle obijał mi się o uszy: "Zniszcz ten dziennik". Wydaje mi się, że trudno mnie zaskoczyć, ale wtedy szczęka mi opadła, nie tylko w przenośni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trzeba być miłośniczką Jane Austen, żeby urzekło ;-) Ja chcę przeczytać coś z fantastyki tej pani. Ma całą kolekcję nagród typu Nebula.

      Co do bestsellerów, to zdaje się, że za bycie w "topce" Empiku trzeba sporo zapłacić, ale pewnie się zwraca. Ludzie kupują pozycje z "topki", bo przecież tysiące nie mogą się mylić, i z niby-bestsellera robi się faktyczny bestseller.

      A co tak zadziwia w tym "ZTD"? Też słyszałam, ale nie mam pojęcia, co to.

      Usuń
    2. Właśnie ja jestem miłośniczką Jane Austen i liczyłam na to, że "Klub miłośników" jakoś tam się zbliży do stylu i atmosfery jej powieści, ale się przeliczyłam.

      Wydawało mi się, że "ZTD" to będzie jakiś pamiętnik nastolatki, ale okazało się, że w środku na kolejnych stronach są po prostu polecenia, żeby np. oblać dziennik kawą, wytrzeć w niego nogi, coś narysować lub zniszczyć w inny "kreatywny" sposób. Gdybym miała dziesięć lat, to może ten pomysł by mi się spodobał.

      Usuń
    3. A, to może mnie, niefankę Jane bez oczekiwań co do atmosfery, zadowoli ;-)

      A! w takim razie to "ZTD" nawet nie jest książką z prawdziwego zdarzenia.

      Usuń
  2. 1. Może o popularności "Genialnej przyjaciółki" zadecydowało zaintrygowanie czytelników postacią autorki. Wielokrotnie podkreślano w wywiadach i materiałach promocyjnych, że nikt nie wie kim jest. Przyznaję, że sama się na to złapałam i dodałam książkę do długiej listy lektur do przeczytania.

    2. Dla mnie Lowell to początkowo biedny dzieciak. Jedno nieprzemyślane działanie powoduje wejście w konflikt z prawem. Trudno mu ponieść konsekwencje, chociaż żałuje, jak wynika to z jego rozmowy z Rosemary ("Mogłem iść na studia, mogłem się tam zatrudnić, zamiast się włamywać"). Szybko odkrywa rzecz oczywistą, że działania nielegalne są skuteczne, pewnie też nadają sens życiu na marginesie społeczeństwa. W skrócie powiedziałabym bojownik za sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bojownik za sprawę na pewno. Ale moim zdaniem Lowell żałuje tylko, że nie udało mu się pomóc siostrze i że równocześnie stracił szansę na widywanie się z nią w przyszłości. Złamanie prawa, gdy mamy głębokie przekonanie, że to prawo jest krzywdzące, oznacza wyższy stopień dojrzałości moralnej. To co zrobił było z gruntu szlachetne i całą jego drogę oceniam jednoznacznie pozytywnie. Tym bardziej, że miał zasadę, że nie mogą ucierpieć ludzie.

      To zupełnie jak działania "Otwartych Klatek". Oni wchodzą nielegalnie np. na fermy norek, by zbierać materiał dowodowy, że są tam popełniane okrytne przestępstwa. Łamią prawo z ewidentnie szlachetnych pobudek.

      Usuń
    2. Jego działania też oceniam pozytywnie. Mam wątpliwości, czy żałuje tylko zaprzepaszczonej szansy pomocy siostrze, moim zdaniem normalności trochę też.

      Usuń
    3. Myślę, że Harlow była dla niego przynajmniej namiastką rodziny.

      Usuń
  3. Skąd bestseller? Marketing, nieco przypadku albo też połączenie jednego z drugim, czyli np. polecenie przez znaną personę gdzieś w lotnym medium. Chciałbym stwierdzić, że nawet wielka kasa gniota nie sprzeda, ale wcale nie jestem taki pewien.

    OdpowiedzUsuń