Jestem w połowie tomiszcza i myślę, dlaczego się za to wzięłam? Przecież nie przepadam za opowiadaniami, nie lubię tego nagłego urywania wątków. Zawsze sprawdzam, ile opowiadanie ma stron, żeby się nastawić na - zbyt szybkie jak dla mnie - rozstanie z bohaterami i ich rzeczywistością. Więc co mnie skusiło?
Ano lubię grubaski i słowo "arcydzieła" też ma pewną siłę przyciągania (kiedy to się człowiek nauczy, że nie można wierzyć okładkom? Po Sadze Sigrun
- kiedy to okładkowa "hipnotyczna uczta czytelnicza" okazała się przeładowanym seksem płaskim romansidłem - to już naprawdę powinnam zmądrzeć). A przede wszystkim SF (taką prawdziwą, niemal wszystko wokół jest z blachy) znam tylko autorstwa Stanisława Lema. Chciałam wyłuskać kilku smakowitych autorów do późniejszej konsumpcji.
- kiedy to okładkowa "hipnotyczna uczta czytelnicza" okazała się przeładowanym seksem płaskim romansidłem - to już naprawdę powinnam zmądrzeć). A przede wszystkim SF (taką prawdziwą, niemal wszystko wokół jest z blachy) znam tylko autorstwa Stanisława Lema. Chciałam wyłuskać kilku smakowitych autorów do późniejszej konsumpcji.
Zbiór jest podzielony na trzy części, odpowiadające kolejnym etapom rozwoju fantastyki naukowej: złoty wiek, nową falę i pokolenie mediów. Złoty wiek SF trwał zdaniem Carda, autora wyboru, do lat '60 i cieszę się, że się skończył. Może opowiadania się jednak zestarzały? I nawet nie chodzi o te śmiesznostki technologiczne typu "pokonujemy odległości kosmiczne, ale wciąż używamy magnetofonów szpulowych". Ten złoty wiek udziwniał do przegięcia. Choć muszę oddać sprawiedliwość: Isaac Asimov i Arthur C. Clarke zrobili wrażenie. To co można znaleźć w przeciętnej bibliotece publicznej na półce z SF, to właśnie książki z tamtego okresu, u nas wydane w latach '80 i '90. Pewnie potem już tak masowo się SF w Polsce nie wydawało.
Teraz jestem w części bliższej naszym czasom i jest dużo lepiej, opowiadania dłuższe, więc też bohaterowie lepiej zarysowani. Bardzo dobre opowiadania Ellisona, Aldissa i Nivena (reakcja na katastrofę wywołaną wybuchem czy może niezwykłą aktywnością słońca). W końcu lepsze proporcje S do F. I wreszcie arcydzieło.
Ci, którzy odchodzą z Omelas Ursuli K. Le Guin - przejmująca metafora współczesnej globalnej sytuacji na Ziemi. Tylko moim zdaniem jest to arcydzieło fantasy, nie SF, więc wciąż czekam i z niecierpliwością wypatruję pokolenia mediów i "Piaseczników" niejakiego George'a R.R. Martina, z którego w momencie wydawania "Arcydzieł" nie był u nas żaden gwiazdor, więc nawet go nie dali na okładkę. Dam znać jak było.
Na koniec jeszcze pozwolę sobie walnąć po twórcy wyboru. Card swobodnie i gładko twierdzi, że to najlepsze opowiadania SF wszech czasów, ale zapomniał, że literatura tworzona jest też czasem poza granicami UK i USA. Nawet osoba słabo znająca dziedzinę, czyli ja, na pewniaka szuka w spisie treści Strugackich i Lema. A tu taki brzydki anglosasocentryzm.
Moja ocena: 4/6
Biblionetka: 4,88/6
Arcydzieła : najlepsze opowiadania science fiction stulecia / pod red. Orsona Scotta Carda ; Isaac Asimov [i in.]. ; Wydawnictwo Prószyński i S-ka, [2006]. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz