środa, 20 marca 2013

Bernadette McDonald "Ucieczka na szczyt: Rutkiewicz, Wielicki, Kurtyka, Kukuczka" - bohaterskie zejście w doliny

Strasznie dawno nie dawałam posta, bo wymagająca namysłu książka zbiegła mi się z kilkudniową wizyta u teściów. Raczej nie muszę tłumaczyć, że takie spotkanie dostarcza wielu różnorakich atrakcji i emocji, ale zupełnie nie stwarza warunków do spokojnej refleksji. Co było robić - po powrocie do domu chwyciłam za szmatę. Łazienka lśni i myśli zebrać pomogło.

Ucieczka na szczyt opisuje złotą erę polskiego himalaizmu (lata 80. i 90.). Napisana została przez Kanadyjkę, z pozycji zewnętrznego, zafascynowanego obserwatora. Można powiedzieć, że jest to historia polskiego himalaizmu dla początkujących, bo opisuje największe gwiazdy tego sportu i największe ich osiągnięcia. Ale przede wszystkim Ucieczka jest próbą zrozumienia, dlaczego polscy wspinacze byli tak cholernie dobrzy. Mnie natomiast cały czas tłukło się po głowie pytanie, dlaczego byli tak cholernie... szaleni? zadziorni? uparci? brawurowi?


Lepszy żywy obywatel, niż martwy bohater śpiewa Maria Peszek. Chłopaki i dziewczyny z Himalajów raczej nie zagłosowaliby na tę piosenkę w liście przebojów Trójki. Bo doskonale wiedzą / wiedzieli, co kładą po jednej stronie szali. Jerzy Kukuczka - dość powszechnie uważany za najlepszego himalaistę wszech czasów - na pięciu kolejnych wyprawach tracił partnerów wspinaczkowych. Aż w końcu: na kogo wypadnie - zerwała mu się lina na Lhotse - i bęc! Wanda Rutkiewicz, w wieku prawie 50 lat, zapomniała, że pomiędzy kolejnymi ekstremalnie trudnymi wspinaczkami trzeba odpoczywać. Jej grobem jest Kaczengdzonga. Spis polskich ofiar gór jest bardzo długi i dopiero co opłakaliśmy kolejnych wspaniałych ludzi.

Więc co jest po drugiej stronie wagi? Po co tam lezą? Po adrenalinę? Po przygodę? Ryzyko? Piękno? Katharsis? Parę razy na coś tam wlazłam i wiem, że bardzo często na szczycie człowieka zapowietrza z zachwytu. Przypuśćmy, że wdrapanie się na Everest pomnaża ten zachwyt wielokrotnie - a ja wciąż nie uważam, że warto za to umrzeć. Być może, jako reprezentantka nizinnych szaraczków, nigdy tego w pełni nie pojmę, ale po lekturze choć trochę się do odpowiedzi zbliżyłam.

 A dlaczego byli najlepsi? Było kilka powodów, m.in. pragnienie wolności. Mi wydaje się, że byli mentalnymi braćmi powstańców warszawskich. Nieśli w plecakach szaloną polską fantazję. Kiedyś rzucano się z szablą na czołgi, oni szli z lichym ekwipunkiem na najtrudniejsze szczyty, najtrudniejszą trasą, w najgorszych, zimowych warunkach. Chętnie w gorsecie ortopedycznym (Wielicki, zdobycie Lhotse zimą, samotnie, cztery miesiące po ciężkim urazie kręgosłupa) lub o kulach (Rutkiewicz, zmiażdżenie kości biodrowej, przekuśtykała 150 km górskiego szlaku do bazy pod K2, by kierować wyprawą). Powstańcy rzucili na stos własne życie, a przy okazji miasto z jego mieszkańcami. Himalaiści zostawiają w domu własne rodziny (zanotować: nigdy w życiu nie wychodzić za himalaistę).

Na koniec daję zdjęcie pana Wojciecha Kurtyki. Nie tylko dlatego, że strasznie przystojny (do tej pory, sądząc ze zdjęć). Przede wszystkim dlatego, że przeżył. A przeżył, bo potrafił odpuścić, pokornie odwrócić się od rozwścieczonej góry i zejść w doliny, by żyć.



Moja ocena: 5/6
Biblionetka: 5,22/6
Ucieczka na szczyt: Rutkiewicz, Wielicki, Kurtyka, Kukuczka / Bernadette McDonald ; tł. Wojciech Fusek ; wyd. Agora, 2012.

PS. - Książkę czytałam w trasie na czytniku. Dzięki temu w pełni doceniłam, jak cudowny to wynalazek. Ręka nie boli od ciężaru, strony ci się nie zamykają, lecisz przez e-booka jak burza.

PS2. - Nie, nie ja prowadziłam auto.

PS3. - Zwrócono mi uwagę, że to rzucanie się z szablą na czołgi to przecież mit. Przyjmuję uwagę i podmieniam na: kiedyś szło się z Wisem na Tygrysa. To będzie zresztą dużo lepiej pasować do powstańców warszawskich. Mam nadzieję, że nie jest to kolejna wojenna legenda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz