czwartek, 25 lipca 2013

Kari Herbert "Żony polarników: Siedem niezwykłych historii" - jedyny pożytek z wielorybników

Najpierw uwagi techniczne. Obiecuje się nam siedem historii, ale jedyną zasługą Eleonor Franklin jest zejście na zapalenie płuc w młodym wieku i tym samym zrobienia miejsca u boku odkrywcy Johna Franklina dla przebojowej Jane. Śledzimy więc losy sześciu par.

Śledzimy z niejakim trudem, bo autorka straszliwie poszatkowała te historie. Nieustanne skoki czasowe między Franklinami, żyjącymi na przełomie XVIII i XIX w., a 100-150 lat późniejszymi historiami pozostałych rodzin wprowadziły w mojej głowie kompletny mętlik. Ratowałam się dołączonym do książki kalendarium, ale dla was mam lepszy sposób, na który wpadłam niestety dopiero w połowie lektury. Proponuję - niczym w Cortazarowskiej Grze w klasy - alternatywne czytanie Żon polarników: śledzenie losów każdej pary z osobna, poprzez przeskakiwanie do dalszych rozdziałów na ich temat.


Ostatnia kwestia która utrudnia lekturę to zupełnie niezrozumiały brak choćby najprostszych mapek. Choć teoretycznie każdy powinien rozróżniać Arktykę od Antarktydy i pamiętać, gdzie jest sam lód, a gdzie pod lodem ląd, to obstawiam, że zdecydowana większość z nas będzie zmuszona zajrzeć do Wiki, by komfortowo śledzić zmagania odkrywców. Zróbcie to przed otwarciem książki. Wiem, gdzie jest skała Dupa Słonia (w okolicy), ale niech nikt nie oczekuje, że będę wiedzieć, gdzie jest Wyspa Słoniowa!

Jo Peary, Eva Nansen, Jane Franklin, Emily Shackleton, Kathleen Scott i Marie Herbert - wśród sześciu żon najsłynniejszych polarników na dobrą sprawę nie ma jednej normalnej. (Swoją drogą, czy Amundsen był gejem? Bo wydaje mi się najsłynniejszy, a w książce jest tylko wzmiankowany.) Jo rodzi swoje pierwsze dziecko w Arktyce. Eva, śpiewaczka operowa i zapalona narciarka, jako pierwsza kobieta zaczyna szusować w spodniach. Jane, choć kompletnie nie wypadało tego robić damie, zwiedza pół świata (i to nie rozstając się ze swoim żelaznym łóżkiem z baldachimem). Kathleen - ta była równo postrzelona - rzeźbiarka potrafiąca z dnia na dzień rzucić Paryż, by jako siostra miłosierdzia uczestniczyć w okrutnej (innych nie ma) wojnie na Bałkanach, a zaraz potem czerpać z życia pełnymi garściami na wakacjach we Włoszech.

Nansen - ciacho, mimo wąsów.
Niemal wszystkie panie najchętniej podążyłyby ze swymi mężami za koła podbiegunowe, a dwie nawet to zrobiły. I nie ma co się dziwić, bo ich dzielni faceci zostawiali je na kilka samotnych lat, z reguły w ciąży, bez środków do życia, z dziećmi i obowiązkowo chorymi teściowymi oraz z przykrymi zadaniami zdobywania sponsorów dla ich wyczynów oraz bronienia ich dobrego imienia. Dodatkowym brzemieniem był ciągły niepokój, że chłop na czubku tudzież u stóp świata być może właśnie jest rozsmarowywany między dwiema górami lodowymi, rozszarpywany przez morsa, zjadany przez współtowarzyszy (heroizm heroizmem, ale czasem człowieka naprawdę przyciśnie) lub - w najlepszym wypadku - pleśnieje od pół roku w śpiworze w oczekiwaniu na koniec polarnej zimy.

Życie tych ludzi było pełne namiętności i skrajnych emocji. Od ekstazy triumfu, przez rozpacz ciągłego wyczekiwania i samotności, wybuchy miłości po powrocie z wyprawy, po rozczarowanie wytęsknionym wspólnym życiem. Ich uczucia znamy z pierwszej ręki, bo zachowały się całe zaspy listów. Chociaż ci mężczyźni, ogarnięci obsesją zdobycia bieguna, byli rzecz jasna dziadowskimi mężami, to choć w części wynagradzali to swoim kobietom miłosną epistolografią. Żony rewanżowały się listami pełnymi wsparcia, wysyłanymi statkami wielorybniczymi. Korespondencja najsympatyczniejszej pary, Fridtjofa i Evy Nansenów, jest wspaniała i choćby dla niej warto przeczytać tę książkę.

Moja ocena: 4,5/6
Biblionetka: 4,33/6

3 komentarze:

  1. Amundsen był niewątpliwie kawalerem z wyboru -- rzekomo małżeństwo uważał za obciążenie w karierze polarnika, a tę obrał był sobie jeszcze jako chłopak, i niewątpliwie za swoich czasów opinii geja nie miał -- pomawiano go (fałszywie) o nieślubne dzieci w Arktyce. A doszło do tego tak: w 1922 przywiózł do Norwegii dwie dziewczynki z rejonu Cieśniny Beringa, jedna była córką Czukczy zamustrowango na "Maud" w charakterze marynarza pokładowego, druga osadnika z Alaski. Po bankructwie Amundsena, którego zrujnował jego agent w USA, gdy prasa brukowa dobrała mu się do skóry, rozpowszechniano plotki jakoby dziewczynki były jego córkami (Nb. zostały wtedy odesłane na Alaskę, Czukczynkę której powrót na Syberię był już niemożliwy, adoptowali rodzice tej drugiej). Zważywszy, że po bankructwie wrogowie starali się go skompromitować na wszelkie sposoby, gdyby były jakieś plotki o jego homoseksualizmie, na pewno zostałyby nagłośnione, a nic takiego nie mialo miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyjaśnienia. Na dobrą sprawę pozostanie kawalerem wydaje się dobrą, odpowiedzialną decyzją w przypadku osób wykonujących tak ekstremalne zawody. Zwłaszcza w tamtych warunkach - przy braku komunikacji i wielkim zagrożeniu życia odkrywców.

      Usuń
    2. Po kilku latach i przeczytaniu kilku książek chcę uzupełnić mój poprzedni wpis:
      1. Roald Amundsen nie prowadził bynajmniej życia mnicha, i jako znany już człowiek, właściwie celebryta miał parę romansów (z mężatkami). Z ostatnią kochanką, Amerykanką Bess Magids miał się już nawet żenić, ale wtedy właśnie zginął w katastrofie lotniczej, gdzyeś na Morzu Barentsa...
      2. W książce Kari Herbert zdecydowanie brakuje jeszcze jednej bohaterki: Elise Wisting. Jej mąż Oscar Wisting, podoficer norweskiej marynarki wojennej, był wieloletnim współpracownikiem Amundsena i towarzyszem jego wypraw. I przez 16 lat był w domu rzadkim gościem.

      Usuń