środa, 3 września 2014

„Poza gatunek: rozmowy o aktywizmie, prawach zwierząt i społeczeństwie”

Publikacja darmowa! Zamów tutaj.
Każda osoba zajmująca się pomaganiem zwierzętom, ba, każdy nawet niezaangażowany w akcje prozwierzęce wegetarianin usłyszał choć raz mniej lub bardziej oburzone: "Dlaczego pomagasz zwierzętom? Przecież jest tyle chorych dzieci!" W sumie to bezrefleksyjna zaczepka, ale i tak ręce mi wtedy opadają. Na szczęście w książce Poza gatunkiem znalazłam idealną odpowiedź: "To świetnie, że zajmujesz się dziećmi. W takim razie ja mogę zajmować się zwierzętami." To podobno ucina dyskusję.


Wywiady z przedstawicielkami (reprezentacja facetów jest w książce bardzo skromna ilościowo, ale pierwszej jakości) polskich NGO-sów prozwierzęcych, składające się na ten całkiem pokaźny tom, oddają trudy i bolączki tego mało rozrywkowego zajęcia  urzeczywistniania praw zwierząt.  E tam, "trudy i bolączki"  większość zaangażowanych osób po prostu ryje nosem, ciągnie w osamotnieniu mnóstwo spraw, spotyka się z kompletnym niezrozumieniem, szarpie z niechętnymi do współpracy samorządami i policją. Niemniej praca daje im dużo satysfakcji, choć tylko nieliczni widzą wymierne efekty tej orki.

Obraz jest niewesoły, a dodatkowo, jak się okazuje, w środowisku prozwierzęcym też występuje sporo antagonizmów. We wstępnym eseju organizacje podzielono na takie, które dążą do poprawy warunków życia zwierząt,  i te, które chcą całkowitego zniknięcia zjawiska ich wyzysku. Od razu miałam refleksję, że to się da, a nawet powinno łączyć. Przykładowo, docelowo jajka "0" lub powszechny weganizm, a tymczasem edukowanie ludzi, żeby przerzucali się na "2" i "1" itd. Bezkompromisowy abolicjonizm jest w tym momencie abstrakcją.

Z wywiadów wynika zresztą inny podział. Większość przepytanych działaczek mówi o poprawie losu zwierząt, ale ma na myśli właściwie tylko psy i koty. Zaznaczę od razu, że jestem pełna uznania dla ich ciężkiej i bardzo potrzebnej pracy (dokarmianie, sterylizacja, leczenie i adopcje bezpańskich zwierząt). Niemniej poziom hipokryzji w myśleniu o innych niż koty i psy zwierzętach, jest tu niemal równie wysoki, jak w obojętnej masie ogółu społeczeństwa. Wśród przepytanych są weganie i wegetarianie  dla tych osób oczywistością jest, że świni należy się takie samo współczucie, jak kotu. Ale wiele opiekunek tzw. zwierząt towarzyszących w ogóle nie łączy tych faktów albo wręcz twierdzi, że nie ma logicznych argumentów na promowanie tego rodzaju zachowań [wegetarianizmu] (str. 264).

Rozmowy z "kociarami" i "psiarami" były dość monotonne, bo działają podobnie i mają identyczne cele. Przeczytanie jednego wywiadu z tej serii wystarcza. Czasami aż się prosiło, żeby pociągnąć jakiś ciekawy temat, zamiast zadawać kolejne ogólnikowe pytanie.

Natomiast zdecydowanie warto sięgnąć do rozmów z ludźmi z tych grup, które w metryczce (poprzedza każdy wywiad) mają zapisy np. o propagowaniu weganizmu czy edukacji ekologicznej. Najciekawsze były poglądy osób, które potrafią spojrzeć szerzej, widzą, że prawa zwierząt łączą się z ochroną środowiska, krytyką wolnego rynku i prawami mniejszości oraz kobiet. Wielu działaczy wykazuje się sporą pomysłowością przy wykorzystywaniu potencjału ludzi (co bardzo ważne, bo podobno z wolontariuszami krucho), np. podejmując współpracę z więźniami, którzy m.in. z zapałem budują psie budy.

Z kalendarium znajdującego się w książce dowiedziałam się, że właśnie przypada 150. rocznica powołania pierwszego w Polsce Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (muszę wyszukać jakąś książkę o tym zjawisku!). Czyli ruch na rzecz zwierząt ma już w naszym kraju dość długie tradycje. Wegetarian i wegan jest podobno około miliona, a aktywnych organizacji prozwierzęcych około 100. Mimo tych pięknych faktów otacza nas morze cierpienia, a ludzie czujący potrzebę zmiany, wydają się walić głową w skały obojętności lub wyrachowania. Oby ta książka była kolejną kroplą drążącą skałę, czego życzę i autorkom, i zwierzętom, i światu.

PS1 – Wydawczynie uzupełniły język książki o końcówki genderowe, czyli zawsze, gdy pada np. słowo "wolontariusze", dodawały też słowo "wolontariuszki". Wyszło to dosyć sztucznie, ale spodziewam się, że w końcu utrą się jakieś językowe schematy i kwestia przestanie być drażniąca. Na blogu stosuję metodę naprzemiennego używania końcówek męskich i żeńskich - ale ona też ma swoje wady.

PS2  Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy stowarzyszenie zakopiańskie podało za wzór działalność Skawińskiego Stowarzyszenia Pomocy dla Zwierząt. Mam od nich już drugiego psiaka i potwierdzam, że działają świetnie.

Moja ocena: 4,5/6
BiblioNETka: książka jeszcze nie została wprowadzona do serwisu

Dziękuję Fundacji Czarna Owca Pana Kota za przysłanie książki profesjonalna robota, dziewczyny. Gratuluję!

Poza gatunek: rozmowy o aktywizmie, prawach zwierząt i społeczeństwie / red. Joanna Wydrych, wyd. Fundacja Czarna Owca Pana Kota, 2013.

2 komentarze:

  1. Jestem za tym, żeby więcej więźniów budowało psie budy. Nie dość, że zwierzęta mają magiczną moc naprawiania ludzi (zabrzmiało górnolotnie, ale serio) i taki więzień, wychowany na przykład w warunkach, gdzie empatii i czułości było niewiele, ma szansę poczuć jak to jest robić coś naprawdę obiektywnie dobrego, ważnego i docenianego, to jeszcze psom ciepło zimą. Może być jakaś inna praca przy zwierzętach, nie muszą to być psy ani budy, może być stajnia dla porzuconych koni czy tam coś jeszcze innego. I pewnie to zdecydowanie trudniejsze do zorganizowania, ale wydaje się warte wysiłku.
    Tak czy siak, też mam nadzieję, że takie książki to krople drążące kamień, choć nie ma co się oszukiwać, że jakiś zatwardziały w swoich poglądach zacofany buc twierdzący, że ani pies, ani świnia nie mają złożonych emocji (a już broń Boże inteligencji) sięgnie i przeczyta. Ale może to jakiś sposób na zmobilizowanie aktywistów do wytężonej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przypuszczam, że po książkę sięgną głównie osoby już zaangażowane w "ruch wyzwolenia zwierząt". Dla nich może to być źródło inspiracji, więc z książki z pewnością wyniknie coś dobrego.

      Usuń