czwartek, 13 listopada 2014

Arkady Fiedler "Wiek męski - zwycięski"

To, co widzisz po lewej stronie, to obwoluta wydania Wieku męskiego" z 1983 roku. Projektant wykorzystał niepomiernie szpetne zdjęcie, które dodatkowo z drukarni wyszło zrudziałe, o rozmytych konturach. Wklejam jako ciekawostkę i proszę, jeśli natkniecie się na to wydanie, wyrzućcie w moim imieniu obwolutę. Bo na okładce kryje się uroczy lemur  zwierzątko flagowe Fiedlera.


Jak można było zrobić coś takiego Fiedlerowi?! Przecież był nie tylko podróżnikiem i pisarzem, ale też estetą i poligrafem. W początkach kariery sam wydawał swoje książki z niezwykłym pietyzmem. Gdy wychodziła ta makabreska, był już mocno starszym panem i mam nadzieję, że niedowidział, bo zdjęcie na okładce to zdecydowanie jego najgorsza fota.

Na wszystkich pozostałych znanych mi zdjęciach autor Ryb śpiewających w Ukajali wygląda jak pan i władca świata, wcielenie męskości i pewności siebie. Wrażenie to umacnia się podczas lektury autobiograficznego Wieku męskiego. Prawdę mówiąc, już na 20. stronie byłam przytłoczona osobowością autora. Do tego ten cholerny entuzjazm. Pan Arkady (imię dobrane idealnie) nieustająco używa słów takich jak: namiętnie, nieposkromiony, żądza, radosny, śliczny, ochoczo, dziarski zapał, upajał itd. Jego językiem można by napisać pełnokiczowaty romans! Aż człowiek zaczyna czekać na epizod depresyjny, bo skurczybykowi jest coś za dobrze... I faktycznie parę głębszych dołków jest w książce opisanych.

Gdy już przywykniemy do tej jakże egzotycznej w Polsce postawy permanentnego zadowolenia i jeszcze egzotyczniejszej egzaltacji męskiej, możemy się rozkoszować zarówno staroświeckością języka (hetka-pętelkaPsiakrew! To w dechę!) jak i elegancją z jaką potrąca bolesne troski. Tak np. pisze o braku akceptacji dla jego planów podróżniczych wśród rodziny i przyjaciół:
Stanął przeciwko mnie ogromny arsenał zaśniedziałej tradycji, przestarzałych nawyków myślenia, despotyzmu tak zwanych świętych obowiązków; wszystko to jak wrogi mur chciało mnie przytłoczyć, odwieść od pięknego zamysłu, stłumić rozmach.

Fiedler był tym typem dżentelmena, który potrafi mówić o wszystkim  o najintymniejszych przeżyciach, niesnaskach rodzinnych, seksie  nie przekraczając granic dobrego smaku. Tutaj mógłby się, jak to on, najserdeczniej uścisnąć z Jeremim Przyborą, który też posiadł tę rzadką cechę.

Nie wiem natomiast, czy Fiedler dogadałby się z autorem Śmierci ptaka, jeżeli chodzi o stosunek do zwierząt. O ile panu Jeremiemu robiło się strasznie głupio, bo ten lew już ukatrupion, pan Arkady zwierzęta traktował zgodnie z duchem epoki  fatalnie. Gdy statek pasażerski odmówił przewiezienia jadowitych węży, podróżnik przemycił je w osobistych walizach i tak pozostawił. Oczywiście węże szybko umarły. A nauka wyciągnięta z tego zdarzenia nie brzmiała niestety: węże muszą jeść, pić i mieć czym oddychać, a ja postapiłem niegodnie skazując je na śmierć w męczarniach. Co to, to nie. Podróżnik odebrał moralne ostrzeżeni, że nie wolno oszukiwać, a całe zdarzenie nazwał hecą z wężami. Brry...

W ogóle przeczytałam te wspomnienia z mieszanymi uczuciami. Pisarz życie miał przebogate, był odważny i wytrwały, potrafił zjednywać sobie ludzi. Ale czy był tak prostolinijny, jak chciał nam się przedstawić? W książce potrafi obficie cytować pełne superlatyw recenzje swoich książek, po czym mówi o własnej wrodzonej skromności. Gdy idzie z Wańkowiczem do burdelu w Barcelonie, to tak naprawdę cały czas jest zażenowany, ale, rozumiecie, musi tam być, bo służy za tłumacza. I tak dalej w ten deseń. Momentami jest szlachetny do omdlenia i ma się wrażenie, że staje mu do środka. Ale nie upieram się przy tej interpretacji. Może te wątpliwości to tylko cień mojej własnej czarnej duszy?

Moja ocena: 4/6
BiblioNETka: 4,53/6

Wiek męski - zwycięski / Arkady Fiedler; Wydawnictwo Poznańskie, 1983.
(Tę książkę można upolować na Allegro, a tu cudownie przeceniona biografia Fiedlera, która pewnie porusza kontrowersje związane z autorem.)

10 komentarzy:

  1. Czasem lubię sobie poczytać biografie, ale raczej o jakiś królowych albo o kobietach dotkniętych przez życie... więc ta raczej nie jest dla mnie ;)

    http://pasion-libros.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w tej książce jest sporo o kobietach dotkniętych przez los (np. o aktorce z Tahiti, która trafiła do Warszawy i na zabój zakochała się w Eugeniuszu Bodo), ale faktycznie znacznie więcej o kobietach dotkniętych przez Arkadego Fiedlera.

      Usuń
  2. Aleś mi Lotto zrobiła ochotę na tę książkę! Pędzę do biblioteki!
    Gdybym był rybą w Ukajali, to oczywiście też bym śpiewał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uma uma um....
    http://youtu.be/eI8tSqDOFII

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie manifestuje się ludzki geniusz. Jedni projektują Sagrada Familia, inni tworzą wiekopomne "Gdybym był rybą..."

      Usuń
  4. Wyrażenie "staje mu do środka" kradnę, prześwietne!

    Fiedler kojarzy mi się oczywiście z "Dywizjonem" i podróżmi, nawet sprawdzałam czy Zysk go teraz w swojej podróżniczej serii nie wydał, ale, ale nie, i szkoda, bo tam na pewno dostałby śliczną szatę graficzną. Tu rzeczywiście koszmarek, ale powiedziałabym że wyprzedzający epokę, bo estetyka tej oładki pachnie już latami 90tymi.

    Widzę że masz na tapecie Włodkówną, ja katuję jej dziadziusia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Obecnie książki Fiedlerów (ojca i syna) wydaje wyd. Bernardinum. Też szału nie ma. http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/pl/searchquery/fiedler/1/phot/5

    Nie wiedziałam, że mam do czynienia z prawnusią. Na razie również bez szału. Eh, może oni wszyscy są boscy, a mniej już chanderka jesienna przymula.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, Fiedler, mój idol lat młodzieńczych! Zaczytywałam się, ach, egzotyka, podróże, ciepłe kraje. Serio, imponował mi. Ale jak już byłam starsza, to faktycznie, coś z tego ego zaczęło do mnie docierać - choćby te młodziutkie żonki, które mu na Madagaskarze wciskali, a on się szlachetnie zadnimi łapami zapierał, że nie, ach, nie. Aż w końcu wpuszczał do szałasu, żeby starszyzna się nie pogniewała... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie troszkę się musiał krygować, żeby nie uznano, że sieje zgorszenie. PRL był kołtuński, w dwudziestoleciu obrońców moralności tez na pewno nie brakowało.

      Usuń
  7. Chciał poinformować, że nominowałam Cię do Liebster blog Awoard. Szczegóły znajdziesz u mnie na blogu http://ciensmoka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń