sobota, 14 czerwca 2014

Bóg-wi-po-co, czyli blogi polskich pisarzy


Bloger, którego nie trzeba przedstawiać
Zaciekawiło mnie, którzy polscy pisarze prowadzą blogi. Od razu na myśl przychodzi Jacek Dehnel, ale kto poza nim? Byłam pewna, że mi kilka list wyskoczy. A tu nie, trzeba było pogrzebać samemu. Wyniki grzebania okazują się skromne. Brałam pod uwagę autorów, którzy już nie muszą nachalnie komunikować się z potencjalnymi czytelnikami, tylko prowadzą se (wyszło mi niedawno w teście, że jestem szalenie krakowska, to se "se" używam) bloga bóg-wi-po-co, skoro ich przesłanie ukazuje się drukiem w dużych nakładach. Lista na pewno nie jest pełna, są na niej też blogi, które zostały porzucone, ale jeśli ktoś wielbi autora, to przeczyta i sucharka.
Marcin Bruczkowski - blog jak na denata ma całkiem ładne kolorki
Wojciech Cejrowski - weteran, być może wymyślił internety, by prowadzić blog
Jacek Dehnel - też zdechło, a fajne było, przegląd różnych występków haniebnych
Marta Fox - regularnie od 2007 roku, wow
Anna Janko - po ponad 3 latach pisania konieczność zamknięcia bloga - tak to bywa, gdy pisze się dla konkretnego pisma
Małgorzata Kalicińska - zapiski prowadzone 4. rok, dość regularnie
Anna Kańtochzapiski wokół twórczości, a twórczość lubiana
Jarosław Klejnocki - dobry tytuł, autor pewnie tęga głowa, ale tak tam szaro-ponuro
Krystyna Kofta - doraźnie publicystycznie
Marek Krajewski - blogowi zmarło mu się w wieku 3 lat w 2009 r.
Małgorzata Musierowicz - w swoim niepodrabialnym stylu, bije ciepło
Łukasz Orbitowski - gościu...
Jerzy Sosnowski - jakoś mnie autor nigdy nie bawił. Z blogiem to samo. Jest nudny, czy jeszcze po prostu nie dorosłam?
Mariusz Szczygieł - pogłębiarka sympatii
Agata Tuszyńska - Długie życie gorszycielki zirytowało mnie, ale blog osoby żyjącej tak intensywnie może być barwniejszy
Michał Witkowski to jest o modzie, chociaż to ten Witkowski od Lubiewa. Albo ma złego brata bliźniaka o tym samym imieniu

9 komentarzy:

  1. To "se" jest krakowskie? Bo też używam, a z Krakowem nie mam nic wspólnego ;).
    Zaglądałam swego czasu tylko do Wojtka Cejrowskiego, jakoś nigdy nie zapaliła mi się potrzeba poznawania dodatkowych myśli autorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Se" w Krakowie jest stylowe, a gdzie indziej to niechlujstwo - fuj! Nie używaj absolutnie.

      Usuń
  2. Mogę dorzucić? Anna Kańtoch - http://zabawki-anneke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Swego czasu blogi prowadziły jeszcze Anna Janko i Anna Fryczkowska (ten drugi zanikł z wiadomych powodów).

    Ale zwróciłam uwagę, na zdanie o Sosnowkim. Też mam mieszane uczucia co do jego twórczości. Świetna "Agłaja", a potem - co za rozczarowanie. Poszedł w jakieś katolicko-oazowe klimaty, i powiało sztucznizną. Właściwie od czasu "Agłaji" nie byłam w stanie niczego doczytać do końca, a to zdarza mi się naprawdę rzadko. A Ty co czytałaś, że tak Cię zniechęciło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog Anny Janko dodany (dziękuję), chociaż obecnie w zawieszeniu. Autorka zapowiedziała wznowienie w innym portalu, ale nie udało mi się znaleźć.

      Anna Fryczkowska przeżyła tragedię, ale nie zmienia to faktu, że jej "Kobieta bez twarzy" jest książką okropną, nieprawdopodobną fabularnie, pełną bezsensownego okrucieństwa, makabry po prostu, nad którą bohaterowie przechodzą do porządku dziennego. Więc i tak jej bloga nie byłabym ciekawa.

      Też czytałam "Agłaję". Podobała się, ale bez zachwytu. Po następne książki Sosnowskiego nie sięgałam. Jak powieść się reklamuje jako traktat filozoficzny, to do mnie bardzo przemawia, ale tymi słowy: "Trzymaj się ode mnie z daleka!" Skojarzenie z nudnością wynoszę z audycji radiowych, gdzie autor wydał mi się taki nieskończenie serio, a tego nie trawię. Wniosek jest taki, że jednak okukam jego blog, bo może skojarzenie jest krzywdzące?

      Usuń
    2. Zgadzam się, "Kobieta..." była beznadziejna, nawet poświęciłam jej kilka zdań na blogu http://zatytulowany.blogspot.com/2013/01/anna-fryczkowska-kobieta-bez-twarzy.html
      "Agłaję" czytałam pierwszy raz dobre 10 lat temu, a potem powtórka po 5 latach. Strasznie mi się to podobało, cała koncepcja wykorzystania robota-marionetki, KGB, a do tego wątek młodego geniusza - pianisty... Potem jeszcze czytałam "Prąd zatokowy" - tu już nie było fajerwerków i na końcu "Idzi" - rzuciłam po kilku rozdziałach. Za dużo tam było świętojebliwego marudzenia i tak zwanej Polski katolickiej. Brrr:)

      Usuń
    3. Tak, zawsze mi się przy takich okazjach przypomina młody bohater Woody Allena, którego poglądy gwałtownie skręciły na prawo i gdy już cała rodzina zdążyła go opłakać, okazało się, że miał po prostu zator w mózgu.

      Usuń
    4. Tak, to logiczne wytłumaczenie.

      Usuń