poniedziałek, 6 czerwca 2016

Andrzej Dobosz „Generał w bibliotece"

No dobrze, właśnie obejrzałam zdjęcie Andrzeja Dobosza, przemawiającego na tle ogromnego portretu Bronisława Wildsteina. Każdemu się może zdarzyć... Okej, okej, przyznaję, to było na stronie Frondy. No i co, mam nie czytać? Mój absolutnie ulubiony felietonista dotychczas prezentował postawę prawicową, szczęśliwie bardzo otwartą, a w podeszłym wieku najwyraźniej mi sfrondział. To mam przestać podziwiać i wielbić? Ech, za dużo mi człowiek dał w życiu szczęścia...


Skąd tak gorące uczucia do AD, pisałam już dwa razu: tu i tu. Jego teksty cechują się tym samym, co te spod pióra Jacka Podsiadły (mojego felietonisty numer dwa): wdziękiem, bystrością, humorem i kpiną w stosownych proporcjach. U paryskiego eksksięgarza dodatkowo jest to podlane erudycyjnym sosem. Generał w bibliotece to zbiór felietonów z lat 1998-2000. Szczęśliwie literatura oraz to, co z niej wynika, są osią większości tekstów.

Mój guru jest autorem, jak dotychczas, jedynie czterech zbiorów felietonów / recenzji i jednego opowiadania, ale chyba mi go starczy do końca życia. Owóż (słówko zaczerpnięte od Zdzisława Beksińskiego) Generała w bibliotece przeczytałam po raz drugi, a zapewne większość składających się na tomik felietonów pierwszy raz urzekało mnie formą i treścią podczas lektury na łamach Tygodnika Powszechnego. Jest to więc moje trzecie spotkanie z tym materiałem, a czytałam równie zachwycona jak za pierwszym razem. Bo też i niewiele zapamiętałam z poprzednich lektur...

Dzięki galopującej sklerozie mogłabym sobie czytać te wyśmienite, niestarzejące się za grosz felietony po wsze czasy. Ale jednak uznałam, że tym razem oznaczę fragmenty szczególnie wyraziste oraz autorów, książki, serie wydawnicze itd., o których istnieniu koniecznie chcę pamiętać. Kojarzycie, jak wyglądają książki Georga R. R. Martina z cyklu Pieśń lodu i ognia, w których pozaznacza się strony, gdzie pada przynajmniej jeden trup? Tak samo wygląda mój egzemplarz Generała po zabiegu oznaczania.

Mamy tu m.in.
  • Rozstrzygające argumenty za tym, że W pustyni i w puszczy powinno już dawno wypaść ze spisu lektur szkolnych.
  • Opis cudownej biblioteki prof. Henryka Markiewicza. Jeszcze szczegółowiej można o niej przeczytać w uroczych wspomnieniach samego profesora Mój żywot polonistyczny z historią w tle.
  • Spis stu książek, które zdaniem Jana Kotta, powinny się znaleźć w każdej bibliotece publicznej, a więc, jak sobie dopowiadam, w każdej głowie osoby, należącej do gatunku homo legens. Oj, cieniutko tu wypadam... Nic na siłę, ale jakąś klasykę chcę dorzucić do stosu. Generalnie cały zbiór Dobosza uświadamia mi tzw. bolesne luki w moich lekturach... Z drugiej strony to doskonale, że tyle jeszcze przed mną!
  • Opowieść o tym, jak to tytułowy generał korzysta z publicznej czytelni ku chwale ojczyzny.
  • Kolejne dziesiątki tropów, prowadzących na obfite literackie żerowiska. Już zamówiłam (na Dedalus.pl wszystko w dobrej cenie znalazłam) Wspomnień ciąg dalszy Moniki Żeromskiej (o której ktoś - może właśnie Dobosz? - powiedział, że to najlepsze, co Stefan Żeromski zrobił w dziedzinie literatury), Antoniego Słonimskiego Kroniki tygodniowe, a przede wszystkim Ogrody i śmietniki bohatera dzisiejszej notki. Teraz oczywiście stepuję, wypatrując kuriera.

 A u szanownego państwa którzy felietoniści na podium?

Moja ocena: 5,5/6
BiblioNETka: 5,15/6

Generał w bibliotece / Andrzej Dobosz, wyd. Świat Literacki, 2007.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz